Funex Orient 2013 – FRO50 relacja

Tym razem wziąłem udział w zawodach FUNEX Orient. Tradycyjnie wybieram trasę 50 km biegową (FRO50) – nie czuję się na siłach na 100 km – i wygląda na to, że szybko się nie poczuję. Po raz kolejny tworzymy zespół z Marcinem, który świetnie nawiguje, oraz tym razem z Katarzyną, która świetnie podtrzymuje na duchu. Impreza odbywa się w tym roku w Krakowie, więc nie mogę przepuścić okazji – baza zawodów jest jakieś 1,5 kilometra od mojego mieszkania, a i okolice po których się potem poruszamy jakby znajome.

Rejestracja w bazie zawodów odbywa się dzień wcześniej, tam sobie odczytuję z mapy miejsce startu. W sobotę rozpoczynamy o 10:00 ze skrzyżowania Na Błonie i Filtrowej.

IMG_20131123_095842.jpg

Pierwszy punkt jest na Cecowej Dużej – lecimy na południe ulicą Na Błonie, potem Jesionową. Królowej Jadwigi. Przebieg ulicami już się zaczyna dłużyć, a to dopiero początek. W odpowiednim momencie odbijamy na Głogowiec, po chwili lekko błotnistą drogą wbiegamy na punkt PK1 (5,8 km, 10:39). Wracamy się tą samą drogą, i przełączamy się na żółty szlak – po drodze mijamy PK6, więc zapamiętujemy jego pozycję. Cały czas napieramy szlakiem oznaczonym na żółto, dobiegamy do pasa podchodzenia samolotów na Balice, okazuje się, że to nie do końca jest żółty szlak.

IMG_20131123_110552.jpg

Więc przez krzaki i pola, wzbudzając zadziwienie wśród kóz, dobiegamy do DK774, tam skręcamy na Zabierzów, a następnie przy pierwszej okazji wbijamy się czerwonym szlakiem w Lasek Zabierzowski. Trzymamy się czerwonego rowerowego szlaku i tak dobiegamy do PK2 (12,6 km, 11:38). Jak do tej pory idzie całkiem dobrze, niestety to się zmieni. Lecimy dalej czerwonym, zbiegamy do Burowa, tam na zakręcie odszukujemy żółty szlak i się go trzymamy do asfaltu, którym zbiegamy na parking, tam łatwo trafiamy na drogę do góry, w pewnym momencie pokazuje się charakterystyczny kulisty radar:

IMG_20131123_121522.jpg

Przedzieramy się do ogrodzenia przez pola, potem drogą obiegającą ogrodzenie. I tu popełniamy pierwszy błąd, idziemy za daleko na północ dochodzimy do asfaltu w Koziarach, przedzierając się przez chaszcze i płosząc bażanty. Idziemy na północny zachód, zamiast po prostu na zachód. Wracamy się do skałek znowu przez chaszcze i zaczynamy szukać punktu nawigacyjnego. Wchodzimy w każdą dolinkę, gdyż punkt miał opis “Nyża w skałce, 1,5 m nad ziemią”. Niestety skałek jest w okolicy pełno a i skałki te są wysokie, więc czasami trzeba wejść sporo do góry. Tracimy sporo energii i sił. Jak się okazuje wszystko na próżno – właścicielka ziemi, na której stał punkt zabrała go, a potem przeniosła w inne miejsce. Pechowo trafiamy w to miejsce już po tym przeniesieniu, tak więc nyża na skałce wyglądała tak, o czym się przekonujemy dzwoniąc do sędziego:

IMG_20131123_131428.jpg

Podbijamy PK3 (20 km, 13:15). Tak więc do błędu nawigacyjnego dokładamy przypadki trzecie. No nic, lecimy dalej niebieskim na północ i asfaltem do PK-X (23,3 km, 13:41) – gdzie szukamy jakiegoś sposobu aby się zameldować. Nikogo nie ma, więc tracimy trochę czasu i robimy fotkę z pomnikiem w tle i lecę dalej.

IMG_20131123_134339.jpg

Teraz musimy się dostać do bazy wysuniętej w domu weselnym w Nawojowej Górze, przy okazji nie poruszając się DK79, co nie jest takie łatwe. Wbiegamy na początek zielonego szlaku, ale niestety nie odbijamy w odpowiednim momencie na północ, więc robimy dłuższy wariant przez okolice kamieniołomu. Dalej zostaje tylko jedna opcja, asfaltem do Nawojowej. W bazie jesteśmy o 14:24 (26,7 km) i musimy się spieszyć, aby zaliczyć etap BNO przed zmrokiem. Do XPK1 (30,1 km 15:00) lecimy po drodze, potem kierując się rzeźbą terenu.

IMG_20131123_145629.jpg

Do XPK2 lecimy na azymut – jest tylko 500 metrów od XPK1. Do XPK3 (15:18, 31,4 km) dochodzimy błotnistą drogą w wąwozie obok rzeki – jest umiejscowiony nieco na południe od niej. Potem nie ma wyjścia, na azymut to XPK4, do góry, potem w dół wąwozem do punktu (32,3 km, 15:37). Teraz szukamy XPK5, podążając na zachód i pewnie nawigując do zaznaczonego miejsca. Niestety okazuje się, że punkt nie jest w tym wąwozie, w którym zaznaczone – jest na północ w wąwozie obok (33 km, 15:49) . Znowu tracimy czas i sporo sił na podejście. No nic, kończymy bardzo fajny etap BNO (super dokładna mapa) – i lecimy do bazy wysuniętej – akurat robi się ciemno (34,3 km, 16:06). Chwila przerwy na zupkę i ciastka i lecimy z powrotem do PK-X (38,4 km 17:00) trochę inną drogą, niż idąc od punktu, jak się okazuje, jakkolwiek w tym samym czasie.

IMG_20131123_165846.jpg

Do PK4 atakujemy od góry – wchodzimy na Chełm szutrową drogą.Zaczyna siąpić deszcz. Przy drugim zakręcie odbijamy na północ, po 250 metrach odbijamy do wąwozu. Okazuje się, że trochę za wcześnie – trafiamy na zwalisko drzew, po których ciężko się poruszać, schodzimy w dół szukając PK ciężko przebijając się w nocy przez chaszcze – ale udaje się – PK4 jest znaleziony przez Marcina (41 km, 17:40).

IMG_20131123_174708.jpg

Teraz schodzimy w dół wąwozem na północ, uważając, żeby nie spaść ze skałek. Potem na wschód do drogi w wąwozie Kochanowskiego, na szczycie odbijamy na niebieski szlak, a potem żółty/pomarańczowy, po błotnistych drogach i szlakach docieramy do czerwonego szlaku rowerowego. Tutaj napieramy aż do rzeczki i teraz na północ od niej powinien być wąwóz i PK5. Dwa razy przeczesuję las w okolicach rzeczki, reszta zespołu czesze inne miejsca, ale punktu nie ma. Kolejne 30 minut w plecy. Marcin znajduje go dopiero około 50 metrów na wschód (47,8 km, 19:35)– może niewiele, ale w nocy w lesie w czasie deszczu ciężko trafić w punkt, a wąwóz był niewidoczny z drogi. Wydaje się, że także i ten punkt był źle zaznaczony na mapie (opis się zgadzał) – jakkolwiek mieścił się w wymaganych 2 mm w skali mapy – minus dla nas, że nie pamiętaliśmy o tej tolerancji. Przed nami nikogo tutaj nie spotkaliśmy, więc nie naprowadziły nas też czołówki innych zawodników. Teraz już przed nami tylko przeloty – wiemy gdzie jest PK6 i wiemy jak do niego trafić. Wiec lecimy z powrotem do DK774, potem przez pola tą samą drogą na Osłówkę. Dalej żółtym szlakiem do PK6 (20:26, 52,5 km) i z powrotem do Balickiej. Stamtąd już droga prosta, długa i asfaltowa. Na tej prostej się rozdzielamy, ja już idę, generalnie to nie był mój dzień na bieganie. Do mety docieram o 21:50 (60,7 km, 1330 metrów przewyższeń wg DEM, 1430 wg GPS).

Total distance: 61048 m
Max elevation: 417 m
Min elevation: 213 m
Total climbing: 1748 m

Tak to wyglądało na mapach:

FunexFRO50

FunexFRO50BNO

Podsumowując, pomimo małych problemów zawody mi się podobały. Bardzo fajny był etap BNO, szkoda, że taki krótki, Nie podobały mi się tylko przeloty – przez PK-X do/z baza wysunięta – wydaje się, że zawody były zorientowane dla Adventure Racing i rowerzystów, nie zaś biegaczy/piechurów. Raz zaliczyliśmy wtopę nawigacyjną na około 1200 metrów w plecy czyli około 20 minut. Mieliśmy trzy razy kłopoty z odszukaniem punktów – raz z powodu czynników niezależnych, czyli lokalsów, zaś dwa pozostałe naszym zdaniem z powodu rozbieżności w umieszczenie punktów na mapie – w sumie na około 60 minut. Dodatkowo to nie był mój dzień na bieganie – bardzo szybko kończyła mi się energia, jakbym był chory. Ekipa się sprawdziła, dzięki serdeczne Marcin za nawigację i towarzystwo – mam nadzieję, że nie sprowokowałem kilku błędów nawigacyjnych. Na pewno będę chciał zmienić kompas na szybszy, bo mój turystyczny ustawia się wieki, trzeba się zatrzymywać, aby zaczął wskazywać poprawnie północ. Oczywiście dopisują tą imprezę do kalendarza na następny rok, mając nadzieję, że termin nie pokryje się z GEZnO-em.