Świt na Wysokiej w Pieninach

Od pewnego czasu chodził mi po głowie pomysł, aby połączyć jedno z moich ulubionych miejsc w polskich górach razem z odpowiednią porą dnia i roku, kiedy to zdjęcia wychodzą magicznie. W tym roku nie mam tyle czasu, co w poprzednim, jakkolwiek w końcu nadarzyła się okazja i udało się trafić w dobrą pogodę w weekend. Pierwotnie plan wyjazdu miał dotyczyć tylko świtu na Wysokiej w Pieninach, potem został zmodyfikowany przez dodanie Radziejowej jako celu z opcją odpuszczenia w dwóch miejsca – w zależności od warunków.

Pobudka o 2:15, wyjazd o 2:50, zebranie ekipy i wyjazd z Krakowa o 3:30 rano. Na parkingu pod wąwozem Homole jesteśmy o 5 rano. Przeraża jedna rzecz – termometr pokazuje –9 stopni – tego się nie spodziewałem. Jakkolwiek na początek ubieram się w miarę lekko, bo wiem że droga idzie mocno pod górę – do góry jest 500 metrów. Spokojnie ruszamy wąwozem, idzie się bardzo dobrze. Wychodzimy z wąwozu, jeszcze chwilę jest przetarte. Po drodze co chwilę widzę spadające gwiazdy. Gdy wychodzimy z lasu i przechodzimy przez strumień kończy się przetarty szlak. Zaczynamy napierać wg GPS i pamięci – w poprzek przez łąkę. Idzie całkiem dobrze, jak na zapadający się do kolan śnieg. Dochodzimy do samotnego drzewa i skręcamy w stronę lasu. Niestety znaków szlaku na drzewach nie widać za dobrze, gubimy szlak, trochę błądzimy po lesie. Po korekcie pozycji za pomocą GPS znajdujemy szlak i wspinamy się na górę – całą drogę przecierając szlak, gdyż nie widać żadnych śladów ani na zielonym, ani na niebieskim szlaku, a tym bardziej na ostatnim odcinku na szczyt. Docieramy na szczyt po prawie 2 godzinach, ale widok zabiera mowę i sprawia, że nikt nie ma wątpliwości, czy było warto. I na szczycie jest +1 stopień, więc całkiem ciepło, a dodatkowo nie wieje.

IMGP7800

Po godzinie schodzimy i próbujemy iść niebieskim szlakiem w stronę przełęczy Rozdziela. Na początku idzie to bardzo słabo – słońce rozgrzewa śnieg i zapadamy się z każdym krokiem. Dodatkowo nie widać oznaczeń szlaku, więc idziemy mniej więcej w dobrą stronę. W końcu znajdujemy szlak i już po lekko ubitym śniegu przyśpieszamy.

IMGP8197

Jakkolwiek dalej tempo jest połowę wolniejsze, niż bez śniegu. Po minięciu Wierchliczki znowu gubimy szlak – skręcamy po śladach narciarzy, które przechodzą obok ruin bacówki pod Wierchliczką.

IMGP8205

Nie decydujemy się skracać za narciarzami, przedzierając się przez las wracamy na niebieski szlak. Tutaj decydujemy, że na dzisiaj mamy dosyć – pełno śniegu i wody w butach, wczesne wstawanie i przecieranie dało w kość, więc decydujemy się zejść żółtym szlakiem przez dolinę Białej Wody do Jaworek.

 

Zdjęcia: