Czarna Cobra 8h Rogaining 2016

Kolejna impreza z cyklu PMNO, na której chciałem wystartować to Dajar Czarna Cobra 8h Rogaining. Główny problem dla mnie z tymi zawodami był taki, że odbywały się w Karnieszewicach. Gdyby ktoś nie wiedział – Karnieszewice to taka nieduża miejscowość w okolicach Koszalina. Czyli nad Bałtykiem prawie. A ja mieszkam w Krakowie. Czyli aby wystartować w zawodach do pokonania jest 750 kilometrów. Po to aby sobie pobiegać 8 godzin z mapą, bo na nic więcej nie liczyłem na zawodach rangi Mistrzostw Polski w Pieszych Maratonach na Orientację po przeczytaniu listy startowej. W zawodach wystartowałem i jak się okazało był to najsłabszy mój start w tym roku, wahałem się czy przygotować relację, tak było słabo. Ale kronikarski obowiązek zwyciężył. Dodatkowo oszczędzę okazyjnym czytelnikom moich dramatów  i nie nazwę tej relacji na przykład „historia porażki” albo „dramat w lasach pod Karniszewicami, rozważam zakończenie kariery” czy coś w tym stylu ;). Niestety podczas startu nie zrobiłem zbyt wielu zdjęć :), jakoś trzeba przebrnąć przez szpalty tekstu bez obrazków.

Ale po kolei. Po przebiegnięciu w sobotę Świętokrzyskiej Jatki  już dzień później, czyli w niedzielę, podjechałem znowu się podszkolić z biegania na orientację z  WKS Wawel do Żelazka (dziękuję za zaproszenie). Biegłem po najtrudniejszej trasie i ponad 2,5 godziny kompletowałem punkty kontrolne – oczywiście byłem ostatni i to bardzo :). Ale wszystkie punkty wyłuskałem co było moim celem, ciągle uczę się nawigacji w terenie.

Kolejny tydzień przyniósł kolejny trening w Tatrach, znowu wybrałem się na pierwszy etap Biegu Granią Tatr. Pogoda dopisała, na szlakach było mało ludzi a trening się udał, chociaż upał trochę mnie zmęczył. czarnacobra02_outPo tym wstępie mogę już wrócić do zawodów w Karnieszewicach. A więc na szczęście w terminie Czarnej Cobry odbywały się w Krakowie Światowe Dni Młodzieży. Ze względu na tłok w mieście i potencjalne problemy z infrastrukturą zarządziliśmy firmową ewakuację z Krakowa w dowolne miejsce w Polsce z dobrze działającym Internetem. Długo nie myślałem i wybrałem okolice Karnieszewic i Koszalina – czyli Mielno. Dodatkowo dzięki temu udało mi się kolejny rok z rzędu spędzić kilka dni nad Bałtykiem – niestety nieco inaczej niż w latach poprzednich, ale jak się nie ma co się lubi to wiadomo co. Tak więc w sobotę jestem w w Tatrach na 2137 mnpm. A w niedzielę jestem nad Bałtykiem tuż przed zachodem słońca na wysokości dokładnie 0 (słownie: zero) mnpm, reklamując jedną z ulubionych imprez (Mordownik).czarnacobra00

Przed zawodami spędzam kilka dni odpoczywając – czyli biegając po plaży i jeżdżąc po okolicy na rowerze. Niestety oprócz plaży i tras biegowych samo Mielno  niewiele miało mi do zaoferowania, jakoś to wytrzymałem :), szczególnie że znalazłem restaurację z przepysznym zapiekanym łososiem ze szpinakiem a poranne bieganie po plaży naprawdę bardzo lubię.

Wracając do biegu – dwa dni przed startem rozbolała mnie łydka – chyba przeciążyłem ją biegając boso po nadbałtyckim piasku. Dlatego dzień przed zawodami robię sobie już przerwę od większego ruchu i korzystam z bliskiej obecności naszego zimnego morza aby robić sobie krioterapie na łydki, na pozostałe części ciała nie wystarczyło mi odwagi.

W sobotę rano zbieram się niespiesznie, start jest dopiero równo w południe, mam sporo czasu. Ubieram się standardowo, na szczęście ma być dosyć chłodno, jak to na Bałtykiem, więc bez dylematów zakładam długie spodnie. Pamiętając bieganie trasami Nordic Walking w okolicach Mielna (polecam !) i ataki komarów kiedy tylko na chwilę zatrzymywałem, mocno smaruję się 25% DEET. Dojazd do Nadleśnictwa Karnieszewice przebiega bez problemów, tak samo odbiór pakietów startowych. Mapy mamy otrzymać 15 minut przed startem. A na starcie staje ponad 100 zawodników, w końcu to Mistrzostwa Polski. Wszystko rozpoczyna się od odprawy startowej. czarnacobra16_outW skrócie: zawody mają mieć formę Rogainingu, otrzymamy dwie mapy w skali 1:25k oraz mapę pomocniczą okolic punktów w skali chyba 1:5k, mamy 8 godzin na powrót do mety, do zebrania jest 41 punktów kontrolnych razem za 208 punktów przeliczeniowych, na karcie startowej jest miejsce na podbicie 36 punktów kontrolnych, na trasie w czterech miejscach będzie rozlokowana woda. Dziesięć minut przed startem otrzymujemy mapy, rozpoczynam analizę. czarnacobra07_outTrochę mnie ogarnia panika, bo chyba nie mam pomysłu jak się do tego zabrać. W końcu jednak dojrzewa mi w głowie wariant, aby rozpocząć od północno-zachodniej części terenu zawodów, gdzie znajduje się sporo tłustych punktów, potem powrót w stronę południowo-wschodnią i do mety, po drodze zbierając co się da. Równo o 12 startujemy, okazuje się, że ponad połowa zawodników obiera ten sam wariant, w grupie biegniemy i przekraczamy DK6 i szukamy pierwszego punktu. Tutaj po raz pierwszy mam problemy z mapą. Na szczęście biegniemy w grupie, odnajduję punkt PK-5A. Kolejny punkt to PK-5B – na mapie nie zgadzał się przebieg linii energetycznej, więc znowu tracę trochę czasu, okazuje się, że należało nawigować od przecinki. Do kolejnego punktu lecę od skrzyżowania z linią kolejową – w tym momencie rozpętała się ulewa, do PK-6F docieram znowu z trudnościami, uciekam za bardzo na północ i muszę się wracać, dodatkowo jestem cały przemoczony, na szczęście przestało padać. Mam duże problemy z komarami – pomimo posmarowania się DEET komary tną niemiłosiernie – kiedy tylko trochę zwalniam, aby popatrzeć na mapę zaczynają ciąć niemiłosiernie – przez czapkę, koszulkę, spodnie czy grubą skórę na dłoniach, przez te owady w relacji jest tak mało zdjęć – nie chciałem się zatrzymywać. Jak do tej pory na złej nawigacji tracę około 20 minut, a to dopiero trzeci punkt kontrolny. Ale prawdziwa tragedia nawigacyjna dopiero nadejdzie. Do kolejnego punktu napieram na kompas na północny-zachód, oczywiście wpadam w jakieś bagno. Przedzieram się do torów kolejowych, z których muszę uciekać, bo jedzie pociąg. Zbiegam na właśnie koszoną łąkę, oczywiście jest podmokła. Zbiegam do lasu i zaczynam szukać punktu, oczywiście za wcześnie. Orientuję się i po chwili trafiam na punkt PK-6G w wąwozie rzeki. Od punktu biegnę na północny zachód, dobiegam do skraju lasu, skręcam na północ i …. przebiegam 20 metrów od punktu nie zauważając go, przez przypadek zaczynam szukać punktu na drodze jakieś 300 metrów za bardzo na północ, w miejscu które było podobne do okolic punktu. Wychodzę poza mapę, gubię się kompletnie, zwiedzam okolicę. Po 40 minutach postanawiam wracać, trafiam na ostatnich piechurów w okolicach punktu i znajduję PK-8B. Tragedia i dramat, nie mam co liczyć już na dobry wynik, resztę trasy sobie po prostu przebiegnę dla przyjemności. Skręcam na wschód, zbiegam do wsi, znajduję drogę i w poprzek pól docieram do PK-9A, przy okazji płosząc czaple (chyba).czarnacobra14_out

Teraz odbijam na południe przez skoszone pole i przecinkę, przebiegam przez tory kolejowe i kolejną przecinkę, odbijam na zachód i bez problemów trafiam w PK-6E. Wracam na wschód, ciągle ścieżka, potem skrajem lasu trafiam w PK-6H. Następnie biegnę na południe i trafiam do pięknych acz bagnistych jeziorek.czarnacobra10_out

Można przez nie przejść suchą stopą tylko jednym cyplem, oczywiście ja muszę sprawdzić pozostałe dwa, ostatecznie trafiam na PK-5D na ostatnim cyplu :) Zbiegam na południowy wschód, trafiam na drogę, obiegam jeziorko, trafiam na szutrową drogę, z której odbijam szukać punktu. Trafiam na pierwsze jezioro obok punktu poboru wody – nie było go na mapie, ale widzę że jeszcze za wcześnie. Trafiam na drugie jezioro – to też nie to. W końcu trafiam na PK-5E. Jest już bardzo późno, ale liczę jeszcze na zdobycie kilku punktów. Zbiegam asfaltem przez DK6, odbijam na zachód, po dłuższej chwili trafiam na szlak Nordic Walking i po nim trafiam do PK-6A, umieszczonego na pomoście na torfowisku. Mapa w tym miejscu kompletnie nie odpowiadała rzeczywistości. Pozostały 2 godziny, czas wracać do bazy. Chwilę się waham i ostatecznie ruszam najpierw po PK-4I. Wszystko idzie mi dobrze, oprócz tego, że 20 metrów przed punktem zawracam i ostatecznie go nie znajduję, odpuszczam dalsze szukanie gdyż nie ma już czasu. Zbiegam na południe ale nie trafiam na szlak, muszę przedzierać się przez rzepak aby wrócić na niego, a znowu zaczyna się ulewa. Trochę obawiam się burzy, gdyż następny punkt jest na szczycie wzniesienia. Cały przemoczony wbiegam na górkę i zbieram PK-4H, na szczęście nie ma burzy. Dalej pada, ale to daje tylko przyjemny chłodek. Ale jest problem – do końca limitu czasu jest godzina, a ja jestem daleko do mety. Postanawiam już wracać, planowałem zebrać po drodze kilka punktów, ale wiem, że to się raczej nie uda. Tych dalej położonych nie dałbym radę ze względu na czas, tych bliżej położonych (PK-3C i PK-3B) nie dałem rady, gdyż rozleciała mi się przemoczona mapa. Było mi już wszystko jedno i wróciłem po prostu na metę przez ostatnie 5 kilometrów biegu nie zbierając ani jednego punktu – w padającym deszczu, niemiłosiernie pogryziony przez komary.

W czasie niecałych 8 godzin zrobiłem ponad 44 kilometry i szczerze nie zmęczyłem się. Zbieram w sumie tylko 12 PK za 71 punktów przeliczeniowych, bardzo mało. Zajmuję 43 miejsce na 104 zawodników. Trochę mi wstyd :), ale przebieg trasy podaję poniżej, jak widać nie miałem okazji odwiedzić sporej części punktów. Wybitnie mi nie wychodziła nawigacja, nie umiem nawigować na mapie tego typu, większość czasu maszerowałem zamiast biegać bo nie miałem pojęcia gdzie jestem. Jak widać na mapie spora jej połać pozostała dla mnie dziewicza.czarnacobra01

Pomimo niezadowolenia z wyniku zawody Dajar Czarna Cobra 2016 podobały mi się. Złożył się na to bardzo fajny i  inny niż zwykle teren – do tej pory nie miałem okazji pobiegać po bagniskach i okolicach torfowisk, zawodnicy mieli okazję odwiedzić naprawdę piękne miejsca (niestety przez komary i nerwy nie zrobiłem zbyt dużo zdjęć). Organizacja zawodów była bardzo dobra a nawet rewelacyjna, wszystko na czas, dobra baza zawodów, świetne, smaczne i dużo jedzenia regeneracyjnego. Sympatyczna atmosfera zawodów i sympatyczni organizatorzy. Bardzo dobrym pomysłem było rozłożenie pojemników z wodą w kilku miejscach na trasie zawodów (jakkolwiek nie wiem ilu zawodników skorzystało z wody w okolicach punktu PK-7B, podejrzewam, że niewielu).

A teraz łyżka dziegciu :). Nie podobały mi się punkty kontrolne w postaci ofoliowanych kartek przymocowanymi do drzewa – nie jestem przyzwyczajony do tego rodzaju punktów i mój wzrok ich po prostu nie rejestruje, dodatkowo trzeba obszukiwać każde drzewo z każdej strony w okolicy gdzie może znajdować się punkt – wygląda to tak:czarnacobra11_outOczywiście inni zawodnicy sobie z tym radzili, dla mnie było to trudne. I tak wiem, że takie oznakowanie jest zgodne z regulaminem PMNO.

Drugi minus to moim zdaniem mapa. Po pierwsze jej aktualność, która wprowadziła nieco losowości do rywalizacji. Po drugie fizycznie mapa była wydrukowana na trzech płachtach niezbyt mocnego papieru – po kilku godzinach ledwo zmoczona mapa mi się rozpadła, dodatkowo w miejscu startu/mety wypadły dziury, a nie miętosiłem jej jakoś bardzo, cały czas była umieszczona w mapniku, zamokła lekko tylko w czasie przekładania podczas opadów deszczu.

Zgodnie z moimi przewidywaniami zawody wygrał i Mistrzem Polski został Michał Jędroszkowiak (Inov-8 team) z kosmiczną ilością zebranych punktów (26 PK za 146 punktow przeliczeniowych minus 4 karne minuty za spóźnienie), drugie miejsce zajął Marcin Sontowski (23PK/129PP) przed Pawłem Jankowiakiem (23PK/132PP) tylko dlatego, że ten trzeci spóźnił się na metę 8 minut i odjęto mu za to punkty przeliczeniowe. Wśród kobiet wygrała Dorota Duszak (19 PK/100PP), którą spotykam dosyć często na zawodach, przed Aleksandrą Czerwińską (17PK/94PP) oraz coraz mocniejszą Anną Sejbuk (17PK/90PP), którą też dosyć często widuję, a z którą biegłem GEZnO dwa lata temu – w tym roku chyba byłbym już zbyt słabym biegowo partnerem :), co mnie cieszy.

Wirtualny wyścig 12 zawodników na 3drerun – klik

Mój start traktuję w kategorii nauczki dla siebie, następnym razem będzie lepiej. I może jeszcze kiedyś wrócę na Pomorze :), ciągle chciałbym ukończyć TP100 na Harpaganie.

W relacji użyłem zdjęcia ze strony  organizatorów.