Irokez 2018 – TP8H

Dwa lata temu razem z Danielem wystartowałem w Irokezie w dwunastogodzinnym rogainingu po mojej Jurze. Impreza bardzo mi się podobała, więc gdy tylko ogłoszono kolejną edycję to zgłosiłem się na listę startową pomimo tego, że wbrew oczekiwaniom impreza nie miała się odbyć w górach, tylko w okolicach Mielca. Tym razem zapisałem się na lekko skróconą na potrzeby pucharu PMNO trasę 8 godzinną.

Rogaining jest to specyficzny rodzaj zawodów na orientację, którego przebieg różni się dosyć znacznie od tradycyjnych zawodów szczególnie na końcu. O ile w przypadku normalnych zawodów zawodnicy startują razem a potem klasyfikacja następuje na podstawie czasu przybycia na metę, to w przypadku rogainingu wszyscy zawodnicy kończą zawody mniej więcej w tym samym czasie, dopiero wyliczenie punktów przeliczeniowych decyduje o klasyfikacji i zwycięstwie.

Zawody rozpoczynają się o 8:00 w Mielcu, korzystając z dobrodziejstwa autostrady wyjeżdżam z Krakowa o 5:40 i jestem na starcie o 7 rano. Pogoda jest ładna, zapowiada się upalny i bezdeszczowy dzień. Obieram pakiet i czekam na mapy, które mają być wydane o 7:30, ale najpierw odprawa.

Irokez 2018 – Przed startem

Mapy otrzymujemy punktualnie, teraz mamy chwilę na zaplanowanie trasy. Mapa składa się z dwóch części, taką samą mapę dostają wszyscy zawodnicy – od trasy 4 godzinnej pieszej, poprzez 8 godzinną pieszą, 10 godzinną rowerową do trasy 24 godzinnej pieszej – oczywiście Ci ostatni będą mieli okazji trochę bardziej ją wykorzystać.

Irokez 2018 – mapa

Moje planowanie dzielę na dwie części. Najpierw wyznaczam strefę zasięgu wiedząc, że mam 8 godzin na bieganie. To oznacza, że zrobię około 55-60 kilometrów – punktów jest sporo i oprócz czasu przeznaczonego na ruch muszę także zarezerwować czas na ich odszukanie i jakieś inne drobne czynności :) . Dzielę mapę na części ograniczone drogami i liczę ile w nich jest punktów do zebrania. Wychodzi mi, że najwięcej punktów w niedalekiej odległości od startu i mety jest w dolnej mapie pomiędzy drogą 875 i Dobryninem. Drugie zagłębie punktów znajduje się już blisko mety – na północ od mapy pomiędzy drogą 875 a Toporowem. Przy planowaniu trasy ze względu na pogodę muszę wziąć pod uwagę dostępność wody – woda jest na PK3C, PK4J, PK3A i PK6C. Mój wariant przewiduje operacje w okolicy PK3C oraz PK6C, więc ten pierwszy staje się punktem środka planowanej trasy, ten drugi odwiedzę opcjonalnie gdzieś pod koniec. Tak więc plan jest taki – zaczynam od PK4D i PK8G, potem zbieram tyle ile się da na dole mapy i wracam do PK3C mniej więcej w połowie czasu. Tankuję wodę i lecę na wschód max do PK6O i potem powrót górą. Jeżeli czasu będzie mało to wracam po PK7I albo PK4N. Plan jest, teraz zostaje realizacja.

Irokez 2018 - planowanie trasy
Irokez 2018 – planowanie trasy

Startujemy równo o 8 rano, ja jak zwykle powolutku. Do PK4D trafiamy w większej grupie, pierwszy odcinek wykorzystuję do kalibracji zmysłów do skali mapy. Do kolejnego punktu biegnie nas 5 osób. Biegniemy niezbyt optymalnym wariantem, dobrze, że ten punkt zaplanowaliśmy na początku a nie końcu. Przekraczamy DK875 i zaczynamy szukać punktu, rozdzielamy się – ja rozpoczynam swoją samotną podróż. Oczywiście punkt znajduję jako ostatni. Robię zdjęcie i lecę dalej. Po drodze mijam Jacka, który musiał się wrócić po śladach, bo zgubił kartę startową. Dobiegam do PK3F, chce zrobić zdjęcie i … niespodzianka. Zgubiłem aparat fotograficzny jakieś dwa kilometry wcześniej chyba. Postanawiam się nie wracać, jeżeli nie znajdzie go nikt z uczestników to po zawodach mam czas, żeby przejść się po śladzie i go znaleźć (aparat znajduje Jacek i odnosi na metę – dzięki serdeczne). Niestety przez to nie będzie relacji filmowej z tej imprezy ;). Albo na szczęście. Zbiegam do pobliskiego PK4E i PK3B, przy czym ten ostatni zajmuje mi chwilę, zaczynam szukać go nieco za wcześnie, zmyliła mnie ilość skrzyżowań dróg. Dalej łatwo wchodzi PK7D na wydmie i tutaj podejmuję pierwszą decyzję – minęło niecałe 2 godziny zawodów, więc chyba jest czas zapuścić się nieco bardziej na południe. Czyli odpuszczam PK5D i lecę do PK7E a potem PK6E. Czas wracać na północ – najpierw PK4K. Dalej miałem opcję PK5D albo PK5C, wybieram tę drugą opcję, bo widzę jakieś górki :). Był to mały błąd, szukanie punktu atakowanego od południa zajmuje mi chwilę, za to punkt jest postawiony w najwyższym miejscu powiatu mieleckiego.

PK5C

Dalej po ścieżce do PK5E i PK4G. Właśnie minęła połowa zawodów – powinienem być już jakieś dwa punkty dalej, na szczęście mam plan zapasowy.

PK4G

PK6F wpada łatwo i teraz krytyczna decyzja, która zaważyła na wyniku – pobiegłem zebrać PK4C. Zebranie punktu kosztowało mnie 2 kilometry i 20 minut, których jak się okaże zabraknie w końcówce zawodów. Chwilę szukam PK6E, gdyż okopów w okolicy jest sporo i uciekam na północ do wodopoju. Najwyższa pora, bo mam już całkiem sucho w baku, 3 litry płynów ładnie i szybko przeleciały przez organizm. Na miejscu wypijam litr ciepłej wody i dolewam kolejny litr do bukłaków. Potem lecę do PK7I, który wchodzi niespodziewanie łatwo. Do limitu mam jeszcze 2,5 godziny, więc zapuszczam się dalej na wschód, do PK4N, który też wchodzi łatwo. Teraz do limitu mam tylko 2 godziny, a z wyliczeń wychodziło nam, że powrót ze skraju mapy powinien zająć 1,5 godziny, więc lecę jeszcze do PK6O. Do limitu zostało godzina i 42 minuty. Jak już jestem tutaj to teraz PK6I a potem łatwy PK5P. Do limitu zostaje 70 minut i zaczynam czuć, że nie wyrobie. W planach miałem zebrać jeszcze PK5M, PK6C, PK5K i PK5L – razem 210 punktów czyli jakieś 20% tego co zebrałem do tej pory. Niestety część z nich trzeba odpuścić – lecę do PK6C, uzupełniam wodę i dalej lecę do PK5K. Do limitu mam 24 minuty, już wiem, że nie zdążę, więc PK5L odpuszczam pomimo tego, że przebiegam jakieś 200 metrów od niego. Chcę wrócić na LOP i do mety. Ale czuję się coraz słabiej. Tuż przed dotarciem do obwodnicy Mielca tracę siły i przechodzę do marszu. Przez drogę przechodzę już 2 minuty po limicie. Zostaje do pokonania LOP, który rano zajął mi jakieś 8 minut. Niestety teraz jest dużo gorzej, jestem bardzo odwodniony i przegrzany. Nie ma mowy o biegu, idąc czuję mrowienie w rękach, momentami tracę równowagę. Muszę się położyć na ławeczce. Ale zaraz wstaję i ruszam. Dogania mnie Ania Sejbuk, też widzę, że jest wykończona. Widząc budynki mety zbieram się i podbiegam – melduję się na mecie po 8 godzinach i 19 minutach i mam 1180 punktów przeliczeniowych. I minus 190 punktów za spóźnienie. Ale dotarłem, mogę się położyć na tak fajnie zimnej podłodze i odpocząć. Zajmuję 8 pozycję z 990 punktami (na 36 zawodników open), po mnie przybiegają Tomek i Piotr – którzy zrobili po 70 km. Mój wariant to 54km, i to właśnie lubię w rogainingu ;), że minimalnie ale jestem przed nimi ;)

Meta

Podsumowanie

Wydaje się, że byłem zbyt łasy na wynik oraz nie dopasowałem moich możliwości do warunków. Wiedziałem, ze się odwodnię, ale nie widziałem, że aż tak bardzo, że nie będę mógł się poruszać. Niepotrzebnie pobiegłem na PK4C – punkt leżał w pustynnym wąwozie, mocno mnie tam przygrzało słońce, powinienem go odpuścić i wziąć jeszcze co najmniej PK5L. W sytuacji, kiedy wiedziałem, że kończy się czas należało odpuścić PK6O, PK6I oraz PK5P i z PK4N wrócić do PK5M i dalej. Każdy z tych wariantów dałby mi podium :). No ale to takie tam gdybanie :)

Zawody były świetnie zorganizowane, w pakiecie dostaliśmy po biegu wodę, żurek oraz kiełbachę z grilla. Wszystkie punkty stały idealnie, można od nich kalibrować mapę :) Pomimo tego,  że teren był płaski nie było nudy – cały czas należało kontrolować pozycję, swoje siły oraz na bieżąco planować wariant. Super zabawa :).

Patrząc na wyniki widać było ambicję i wpływ upałów – 15 osób (na 36) nie zmieściło się w limicie czasowym. Na szczęście kara nie była duża – 10 punktów przeliczeniowych za minutę spóźnienia, więc to troszkę zachęcało do łamania jednej z najważniejszych zasad rogainingu – czyli takim planowaniu trasy aby zmieścić się w limicie.

Przebieg mojego wariantu na mapie organizatorów poniżej, jak widać drugą pętlę mogłem skrócić właściwie w każdym momencie.