Icebug Winter Trail 2014 Rogaining – relacja
W ostatniej niemal chwile zdecydowałem się na start w Icebug Winter Trail 2014 – oczywiście na trasie rogainingu, liniówkę górską biegłem tydzień wcześniej w Rajczy.
Jak gdyby zapowiadając przebieg wydarzeń rozpoczyna się od mojego spóźnienia po pakiet startowy w piątek – wypadek na trasie i korek spowodował, że nie zdążyłem w piątek wieczorem i musiałem go odebrać w sobotę rano, co oznaczało 20 minut mniej snu. Bieg rozpoczynał się o 8 rano w sobotę spod parkingu na Oleksówkach w Nowym Targu, dwie godziny przed startem liniówki. Na starcie odbieram pakiet startowy i wracam do samochodu się przebrać, zimno, termometr w samochodzie pokazuje -7,5 stopnia. Ale ma być cieplej, zapowiadana jest słoneczna pogoda.
O 7:45 dostajemy do ręki mapy. Już wiadomo, że zebranie wszystkich punktów jest niewykonalne w limicie czasu – na dotarcie do mety jest tylko 6 godzin. Do odwiedzenia jest 20 punktów kontrolnych, dodatkowo każdy z nich ma inną wartość punktową przeliczeniową (od 1 do 4 punktów), te dalsze i trudniej dostępniejsze są punktowane wyżej – razem do zebrania 50 punktów przeliczeniowych. Rzut oka na mapę i decyduję się na wariant za 34 punkty przeliczeniowe 5-4-1-12-19-20-7-8-9-11-10-15-14-6. Jak patrzę na ten mój pomysł dzisiaj, to z politowaniem kręcę głową nad moim brakiem doświadczenia – na wariant ten potrzebowałem 9 godzin, a nie 6. Tym bardziej, że sobie dołożyłem po drodze, ale o tym później.
O 8 start, pierwszy punkt PK5 (8:12) bierzemy łatwo w grupie, jest na skraju lasu 1400 metrów od startu. Następny PK4 też prawie bez historii, wbiegamy na górę po stokach wyciągu, potem na zachód, wypadamy koło kaplicy, przebijamy się przez drzewa, chwila poszukiwań i jest – w rowie w którym rzeczywiście rozpoczynał się strumień (8:34).
Biegnie się przyjemnie, jest około 2-5 cm śniegu, na podbiegach nieco spowalnia, ale przy zbiegach przyjemnie amortyzuje. Do następnego punktu najpierw asfaltem, potem na północ do rzeki szukając skrzyżowania. Trafiamy na pierwszy, które pasuje, ale stoi tam domek a nie punkt, lecimy dalej na północ i mamy PK1 (8:54). Teraz pniemy się do góry na czarny szlak, z którego od razu zbiegamy do Obidowej.
Wyskakujemy na asfalt tuż przy podstawówce, więc teraz przez most na Lepietnicy i do góry na Kurakowy Wierch – PK12 widać z daleka, gdyż jest na wieży nadajnika TV (9:45).
Teraz idziemy szukać następnego punktu, który jest na skrzyżowaniu potoków. Najpierw ruszamy niebieskim szlakiem, a potem na azymut przez pola – i jest las i strumień, zbiegamy entuzjastycznie w dół szukając skrzyżowania i punktu, a o tym, że to nie ten strumień i nie to skrzyżowanie strumieni dowiadujemy się dopiero gry dobiegamy do zabudowań.
Więc mozolnie wzdłuż strumienia wracamy 100 metrów w pionie, i już gdy część ekipy chciała odpuścić trafiłem na punkt PK19 ukryty w świerkach i przywołałem pozostałych zawodników (10:10), tracę pierwsze 15 minut na nawigacji. Teraz mozolny powrót na niebieski szlak do wyciągu, którym zbiegamy i trafiamy na PK20 (10:51) mniej więcej na środku zamkniętego stoku. A teraz zamiast wrócić się na niebieski szlak wpadam na „świetny” pomysł i postanawiam jeszcze zebrać 3 punkty na Bukowinie Obidowskiej. Od tego momentu biegnę sam do mety, może gdyby było inaczej, to ktoś by mi wybił z głowy takie pomysły. Więc zbiegam do Obidowej a potem się wspinam zielonym szlakiem, a następnie śladami quada zostawionymi podczas stawiania szlaku przez organizatorów trafiam do PK2 (11:30), w inny sposób chyba nie dałoby się dostać.
Dużo sił kosztowało mnie to wejście, jakkolwiek widok jest ładny, przede mną widok na Turbacz.
Teraz czarnym szlakiem do skrzyżowania z żółtym przed Bukowiną Miejską. Tam po prostu ścinam w las na azymut. A tam masakra śniegowo-drzewno-wąwozowa, przez którą się przedzieram, na szczęście w dół.
Po drodze łapią mnie skurcze w łydki od tego ciągłego schodzenia i wchodzenia. Przy drodze już prowadzącej do punktu trafiam na rzekę za szeroką do przejścia, muszę się wrócić, potem na zachód, kilka razy trzeba przejść przez rzekę ale trafiam na PK9 (12:38). Widzę, że nie dam rady zrealizować całkowicie planów i powinienem wracać,a było akurat tyle czasu, aby zgarnąć jeszcze końcówkę planu i zdążyć w limicie czasu.
Ale ambitnie (i głupio) postanawiam się jeszcze zgarnąć PK8 (13:12) na Solnisku – a 300 metrów podejścia mi tak dało w kość, że odechciewa mi się walczyć dalej, po drodze mijam zbiegające dziewczyny (Magdę i Urszulę). Przecież już wiadomo, że nie zdążę, tym bardziej że nie ma trasy, którą mógłbym wrócić bez łapania przewyższeń, w szczególności bez wchodzenia na Turbacz. Wpadam na kolejny „wspaniały pomysł” – nie będę napierał drogą i szlakiem, śnieg wydaje się za głęboki, tylko spróbuję skrócić – skręciłem w pierwszą drogę na południe, spokojnie sobie nią zbiegając w stronę Turbacza. Niestety po 200 metrach droga się skończyła a przede mną zobaczyłem 30-40 metrowe wąwozy. I tutaj zaczęła się końcowa masakra, starałem się wydostać z tej matni na północ i zachód, brodząc po uda śniegu i jakoś się starając przejść przez te wąwozy. W końcu trafiam na szlak rowerowy, ale jest już późno (13:40). Teraz mam nadzieję chociaż zdążyć przed zamknięciem mety. O dziwo znajduję siły i biegnę. Dobiegam do szlaków i dalej biegnę żółtym, zbieram po drodze PK10 (13:59) i dalej w dół. Ostatnie punkty odpuszczam, i tak nie zdążę na metę w jakimkolwiek limicie. Na metę docieram o 14:43, w sam raz na dekorację zwycięzców. Oczywiście nie jestem klasyfikowany, ale medal dostaję.
Razem wyszło 36 km i ponad 2000 metrów przewyższeń w 6 godzin i 43 minut. O 43 minuty za długo, może to dlatego, że zwykle startuję w dłuższych imprezach i ciężko mi się jest się ograniczać :), a może dlatego, że jestem za słaby na takie trasy. Poniżej ślad mojego błądzenia:
Max elevation: 1237 m
Min elevation: 610 m
Total climbing: 3432 m
Podsumowując: widać, że impreza ma sponsora, jest bardzo profesjonalnie zorganizowana, wszystko zapięte na ostatni guzik, fajny pakiet startowy i nagrody. Punkty ustawione dokładnie. Mam nadzieję, że za rok również wystartuję, na pewno mądrzejszy o doświadczenia tegoroczne.