IceBug Winter Trail 2016 – Rogaining 6h z mapą – relacja

Pamiętając świetne poprzednie edycje i nie mogąc odpuścić tak fajnej imprezy po raz trzeci zaczynam pisać relację z IceBug Winter Trail Rogaining. Po raz drugi zaskoczony jestem tym, że trasa i punkty zostały poprowadzone w nieodwiedzane przeze mnie jeszcze fragmenty Gorców. Co sprawiło, że niespodziewanie nieco dla mnie niektóre miejsca w tak bardzo przechodzonych przeze mnie Gorcach odwiedziłem po raz pierwszy :)

Dla przypomnienia – IceBug Winter Trail Rogaining jest to odmiana zawodów na orientację, gdzie w wyznaczonym limicie czasowym 6 godzin mamy zebrać jak najwięcej punktów przeliczeniowych z punktów kontrolnych  i wrócić do mety, przy czym każdy punkt kontrolny ma od jednego do siedmiu punktów przeliczeniowych, a za spóźnienie na metę otrzymuje się ujemne punkty przeliczeniowe. Oczywiście każdy biegnie dowolną trasą zbierając punkty w dowolnej kolejności, czyli obowiązuje zasada scorelauf. W tym samym czasie istnieje możliwość pobiegnięcia biegu liniowego na dystansie 11 km i 21km, co również polecam.

W tym roku start jest godzinę wcześniej niż w zeszłym roku, o godzinie 7 rano. Budzik dzwoni o zabójczej 3:45 rano, spokojnie zbieram się i razem z kolegą Pawłem o 5 rano wyjeżdżamy z Krakowa. W Nowym Targu jesteśmy już o 6:10, mamy czas – więc jeszcze wstępuję na stację benzynową aby kupić izotonik – bo wydawało mi się, że jestem odwodniony przez leki. Na starcie meldujemy się o 6:35, jest całkiem ciepło, bo tylko 1 stopień poniżej  zera. O 6:50 rozpoczyna się odprawa przedstartowa – z ważniejszych spraw – w tym roku ku naszego zdziwieniu nie ma punktu kontrolnego na Turbaczu.Odprawa przedstartowaTrochę późno, bo dopiero o 6:59 otrzymujemy mapy i mamy całą minutę na ich analizę, gdyż równo o 7:00 startujemy :)

W tym roku mapa rzeczywiście nie ma punktu kontrolnego na Turbaczu – co więcej tego szczytu nie ma go w ogóle na mapie, według której nawigujemy. Za to organizatorzy kierują nas bardzo mocno na północny-zachód, dając opcję odwiedzenia południowych rubieży Rabki-Zdroju. Niestety przez to nie mogę zastosować mojej znajomości terenu z poprzednich edycji, gdyż teren ten jest całkiem nowy. W ciągu tej minuty przed startem wybieram kierunek biegu i pierwszy punkt – resztę trasy planuję biegnąc do tego punktu. A biegnę nieco naokoło – droga do PK14 (2 pp – punkty przeliczeniowe) to około 4 km.Okolice PK14 Wg planu następnymi punktami miał być PK15, PK17, PK6, PK21, PK3 i potem tłuste PK4 i PK1 i powrót – Ci, którzy brali udział w zawodach pewnie już teraz się z nas śmieją, prawda ? To tyle w temacie ambitnych planów, gdyż od razu po pierwszym punkcie PK14 postanawiamy odpuścić PK15 i lecieć od razu do PK17. Mniej więcej do połowy odległości idzie nam całkiem dobrze, szlak jest przetarty skuterem, napieramy w górę. Ale w pewnym momencie ten kto przecierał szlak skuterem śnieżnym przed nami zdecydował udać się w innym kierunku, więc nie chcąc grzebać się w śniegu po kolana na nieprzetartej zupełnie drodze  mozolnie napieramy śladem do góry trochę nie tam gdzie trzeba – i bez brodzenia w śniegu jest ciężko. O dziwo wyskakujemy na czarny szlak w dobrym miejscu. Teraz musimy zbiec na północny zachód w stronę punktu drogą, więc kontynuujemy podążanie śladem chyba innego skutera – nie do końca dobrą drogą, ale przynajmniej da się zbiegać, bo śnieg jest trochę ubity, biegniemy aż do skrzyżowania ze strumieniem. Niestety z mapy wynika, że nie powinniśmy go przekraczać, gdyż punkt jest po jego północnej stronie. Wracamy więc na północ, przedzieramy się przez świerki, aby znowu zbiec do koryta strumienia, a właściwie drogi, która biegnie w strumieniu. Jest zabawa :)W drodze do PK17 Po chwili biegu korytem strumienia trafiamy na PK17(3pp), jakkolwiek jestem pewny, że punkt stał za nisko . Tak czy inaczej podróż do tego punktu zajmuje nam godzinę, a to jest masakrycznie wolno, trzeba znowu weryfikować plany. Na razie zbiegamy do Obidowej. Przeprawa przez rzekę w ObidowejPrzekraczamy asfalt i naokoło drogą  przez Brandysówkę na Skałce (niektórzy przebiegali przez całkiem sporą rzekę) docieramy do i podbijamy PK6. Tam po raz kolejny zmieniamy plany – teraz lecimy na wschód szlakiem do PK9. Po drodze po raz pierwszy dopadają mnie skutki picia nietestowanego izotonika – od dwóch godzin boli mnie brzuch a w tym momencie następuje kulminacja i zostaję zmuszony do poszukania jakiegoś ustronnego miejsca – ekipa mi ucieka i rozpoczyna zbieg do PK9 (4pp) zielonym szlakiem. PK9Ja po wyjściu z krzaczków zbiegam za nimi i doganiam ich tuż przed punktem. Punkt podbijamy razem i lecimy dalej szlakiem w dół do Rabki, aby za chwilę napierać do góry tym samym zielonym szlakiem w kierunku Bacówki PTTK „Na Maciejowej”.W drodze do PK2 Szlak jest słabo przetarty, dodatkowo jestem jakiś słaby po tej walce z żołądkiem, bardzo powoli idę do góry, na szczęście dosyć łatwo trafiamy w PK2 (6pp) – okaże się, że jest to największy kąsek punktowy tego dnia. PK2Właśnie mija 3 godzina od startu, odpuszczamy nieco naiwnie zaplanowane tłuste punkty, jesteśmy spóźnieni o co najmniej 30-40 minut w tym miejscu. Wracamy do czerwonego szlaku i próbujemy znaleźć PK3. Mój żołądek dalej nie przyjmuje jedzenia, tracę siły i  zostaję w tyle, reszta ekipy mi ucieka, ja sobie powoli człapię i mam trochę dosyć – to nie jest mój dzień. Samotnie docieram do czerwonego szlaku i zbiegam w drogę do punktu. Tam ponownie spotykam moją ekipę, więc razem napieramy do góry strumieniem aby podbić PK3 (5pp) . Okolice PK3Teraz grupowo wpadamy na pomysł aby udać się do PK21, ale ja się wyłamuję i chcę już wracać, zostało 2 godziny i 15 minut, jesteśmy daleko od mety, a po drodze jeszcze co najmniej jedno mocne podejście. Wracamy razem do czerwonego szlaku a tam rozstajemy się – dwóch kolegów biegnie do punktu, albo tam gdzie im się wydawało, że punkt będzie – tak czy inaczej tam ich widzę ostatni raz.Uciekam nieco Pawłowi Ja zaś lecę czerwonym szlakiem z ostatnim kolegą Pawłem do Starych Wierchów. Stare Wierchy przy czerwonym szlakuPo chwili zostaję sam – żołądek mi odpuszcza, ja zaś odzyskuję siły, Paweł niestety zostaje z tyłu. Zbiegam zielonym szlakiem i wyszukuję wydeptanej drogi w górę, na końcu której znajduję PK7 (4pp). Wracam tą samą drogę i potem skręcam na południe zielonym szlakiem, zastanawiając się czy już wracać do mety, czy ryzykować spóźnienie i jeszcze zebrać po drodze PK10. Waham się aż do zakrętu ze strumieniem na zielonym szlaku, gdzie zauważam wydeptaną ścieżkę do góry. Podejmuję decyzję, spróbuję zebrać siły na ten jeszcze ten punkt. Siły na szczęście wróciły, żel się w końcu przyjął, napieram ścieżką i po 10 minutach jestem już na Bukowinie Obidowskiej, na górze jest pięknie – słońce wyszło zza chmur. Teraz tylko bieg w kierunku łąki i jest PK10(3pp). PK10 na Bukowinie ObidowskiejNastępnie zbiegam w dół do czarnego szlaku miejscami tempem 4:30 min/km, skręcam na południe w pierwszą drogę za skrzyżowaniem z zielonym szlakiem.  Droga ta na początku pasuje do mapy, niestety potem przestaje pasować, ale kierunek jest w miarę dobry więc zbiegam dalej, aż dobiegam do łąki na której widzę ślady krzyżujące się we wszystkie możliwe strony – ale nie widzę tam punktu. Kontynuuję zbieganie dalej i trafiam na kolejną łąkę, gdzie są kolejne ślady ale też znajduję i podbijam PK19(4pp), a także spotykam całe mnóstwo ludzi zmierzających do mety.PK19Skupiam się na dotarciu do mety w limicie, pędzę jak wariat w dół po drodze przez wodę i mokry śnieg do połowy łydki, o dziwo nie robię sobie żadnej krzywdy, wypadam na asfalt, którym już ciągnę do mety miejscami znowu tempem 4:30min/km – szkoda, że dopiero teraz mam siłę. Na mecie melduję się o 12:48 – czyli 12 minut przed limitem czasu, to było trochę za mało aby zgarnąć kolejny punkt, więc decyzja o powrocie na metę była dobra.

Po podliczeniu okazało się, że mam 33 punkty przeliczeniowe i to wystarczy mi na zajęcie 20 miejsca open – liczyłem na trochę lepszy wynik, ale nie jest źle :) Zawody po raz kolejny zostały świetnie zorganizowane, pobity został rekord frekwencji – wystartowało w nich ponad 70 zawodników z całej Polski, w tym stali bywalcy z północnej części kraju jak Daniel. Punkty kontrolne stały w ciekawych i nie zawsze oczywistych miejscach – świetna robota architekta trasy. Z jedną uwagą – moim zdaniem miejsca może nieco były zbyt trudne jak na zimowe warunki – to rozmieszczenie byłoby odpowiedniejsze do letniej edycji. Co nie zmienia faktu, że oczywiście za rok także startuję, tym bardziej że nie przepadam za Walentynkami :), które są w tym samym terminie.

Podium zawodów to Sławomir Dajema – 60 pp, Paweł Ćwidak – 60 pkt – 12:54 i  Zbigniew Mossoczy – 51 pp uwzględnieniem kary za spóźnienie, gdyż także zebrał 60 pp. Moim zdaniem wyniki są bardzo dobre/kosmiczne jak na warunki. Wśród kobiet dwa pierwsze miejsca na podium dla Krakowa i WKS Wawel czyli dla  Małgorzata Wicha – 38 pkt, Boska  czyli Grabowska Joanna – 35 pkt oraz Barbara Skupień Franczyk – 30 pkt.

Przebieg mojego wariantu (grube kreski) w porównaniu do wariantu Grabowska/Czapla (cienkie kreski):icebugwt

Przebieg rywalizacji na 3drerun klik.

Pisząc w tej relacji o mojej ekipie mam na myśli moich znajomych, z którymi spontanicznie spotykałem się i rozstawałem na szlaku – Katarzynie, Michałowi, Danielowi, Pawłowi, którzy część po raz pierwszy wzięli udział w Rogainingu, oraz Pawłowi, którego dosyć regularnie spotykam na imprezach. Dziękuje wszystkim serdecznie za towarzystwo oraz za zdjęcia do tej relacji, mam nadzieję, że zawody także Wam się podobały.IMG_4329