IV Izerska Wielka Wyrypa 2013 – relacja

Po pozytywnych wrażeniach po tegorocznym jak zwykle rewelacyjnym Maratonie Kierat nabrałem ochoty aby znowu sobie pobiegać po lesie i krzaczorach. Dodatkowo robienie dłuższych wybiegań nie jest tak nudne, jeżeli nada się im przygodowy sens. Obserwując imprezy, które odbywają się w drugiej połowie roku pomyślałem, że jeszcze w tym roku chciałbym wziąć udział w dwóch z nich: Izerskiej Wielkiej Wyrypie, o której słyszałem dużo dobrego, oraz Harpaganie, który jest największym w Polsce biegiem na orientację.

Tak więc zdecydowałem się jechać na zachód Polski – wybierając średni dystans z trzeba dostępnych – 20km, 50km i 100km. Co mi tam 50 km – pomyślałem, w sumie takie tam większe wybieganie … Później się okazało, że był to bardzo słuszny wybór, setki prawdopodobnie nie ukończyłbym. Ale o tym później.IMG_20130817_072202_050

Baza rajdu IV Izerska Wielka Wyrypa znajdowała się w OSiR w Lwówku Śląskim – nowoczesnym ośrodku sportowym, full wypas jak na tego typu imprezę – duży budynek, dużo miejsca do spania, bufet czynny przez cały czas imprezy, a rynek i sklepy spożywcze niedaleko, gdyby ktoś chciał spróbować piwa z lokalnego browaru czy lokalnych smaków gastronomicznych.

Może na początek dwa słowa o zasadach imprezy. IV Izerska Wielka Wyrypa jest biegiem na orientację organizowanym przez PTSM w Lubaniu, w którym punktacja oparta jest o zasadę scorelauf, to znaczy najważniejsze jest zaliczenie wszystkich punktów kontrolnych w dowolnie wybranej kolejności (wyjątkowo punkt oznaczony XX musiał być zaliczony jako ostatni przed metą), w drugiej kolejności liczy się czas ich przejścia, oczywiście bardzo ważne jest zmieszczenie się w limicie czasowym. W przypadku wybranej przeze mnie trasy TP50 do zaliczenia było 12 punktów kontrolnych plus 3 punkty kontrolne na odcinku specjalnym (OS), minus jeden punkt kontrolny (PK10) wykreślony ze względu na zagrodzenie terenu przez prywatnych właścicieli – czyli razem 14 punktów kontrolnych. Dystans potrzebny na przejście wszystkich punktów sensowną trasą to około 50 km, limit czasowy to 15 godzin. W przypadku tej imprezy map nie dostaje się na starcie, dopiero po około 500 metrach od startu. Więc nie ma za bardzo czasu na przygotowanie teoretyczne i szczegółowe planowanie.

Start w sobotę o 8 rano, więc zbieram się o 6 rano z karimaty i przygotowuję do biegu. Niestety zapominam o tym, że w tego typu rajdach należy się poruszać w długich spodniach, gdyż przedzieranie się przez krzaki i pokrzywy bywa bardzo bolesne. Dodatkowo przydałoby się posmarować czymś przeciwko komarom, na szczęście nie zapominam o ochronie przed słońcem.

O 7:45 rozpoczyna się odprawa przed startem, gdzie zostają wyjaśnione zasady i regulamin. Prowadzi Kornel Jaskuła i Henryk Sławiński.

IMG_20130817_074842_516

O 8:00 startujemy, jest bardzo ciepło, słońce grzeje. Nie wróży to za dobrze, planowałem przebiec większość trasy, a do tego potrzebuję dużo wody. No nic, ruszamy po mapy. Trawa jest mokra, buty przemakają po raz pierwszy.

IMG_20130817_080759_274

500 metrów dalej leżą mapy. Podbiegam, podnoszę i krótko analizuję. Na tym etapie są dwie możliwości, można biec w prawo (zachód) na PK1 albo w lewo na PK2 (wschód). Biegnę w prawo, zresztą tak jak większość. Szybko planuję kolejność – PK1-PK3-PK4-PK6-PK5-PK8-OS1-OS3-OS3-PK11-PK9-PK7-PK2-XX-META. Po analizie mapy w domu jest to najkrótsza opcja przy bezpośrednim połączeniu – ma około 40km gdyby biec bezpośrednio pomiędzy punktami. Oczywiście tak to się nie uda .. :)

Na tym etapie powoli tworzy się grupka, która porusza się na początku w tym samym tempie. Ruszamy przez pola do PK1 (8:43), który znajduje się na małym strumieniu.

IMG_20130817_081410_409

Jest tak umiejscowiony, że aby podbić kartę trzeba stanąć w wodzie nie zachowując ostrożności, co po raz kolejny przemacza buty. No cóż. Może wyschną. Ruszamy na PK3. Najpierw przez wzniesienie, potem drogą polną, z której trzeba w odpowiednim miejscu odbić w prawo (na zachód).

IMG_20130817_085408_759

Odbijamy nieco za wcześnie, przez co pakuję się w pokrzywy po pachy i kompletnie parzę sobie nogi. Nauczka na przyszłość – trzeba zabierać długie spodnie. Punkt znajdujemy o 9:07 i napieramy na PK4. Wg mapy nie ma bezpośredniego przejścia drogami, więc napieramy na południe przez łąki, potem przez las. Aż docieramy do rzeki w wąwozie, wzdłuż której docieramy do PK4 (9:20). Gdzieś tam gubię moje super okulary biegowe z Lidla z promocji dla biegaczy za 39,99 PLN ;). Kolejny punkt, PK6, także nie jest połączony bezpośrednio drogami, więc dalej napieramy na południe przez las i łąki. Na zdjęciach poniżej część naszej grupy w drodze do PK6 – na pierwszym zdjęciu jest Zuza , która jak się okazało zajęła drugie miejsce wśród kobiet na TP50 oraz Andrzej, który wybierając opcje odwiedzenia PK5 na powrocie z OS wyprzedził nas o 30 minut.

IMG_20130817_092623_201

Specjalny komentarz do drugiego zdjęcia. Gdy je robiłem, usłyszałem – “pewnie potem wstawisz to zdjęcie gdzieś w Internecie i napiszesz, że właśnie wyprzedziłeś jakichś słabeuszy”. No cóż, mówisz, masz :), jakkolwiek zdanie prawdziwe nie jest, gdyż na drugim zdjęciu jest Weronika, która na mecie była najszybszą z kobiet na TP50 wyprzedzając mnie o ponad godzinę (Gratulacje!) oraz kolega Paweł, który był nawigatorem naszej dwu- lub więcej- osobowej grupy przez większość trasy (za co serdecznie jestem wdzięczny).

IMG_20130817_092626_871

Tak napierając na południe wypadamy na asfalt w Nagórzu. Próba identyfikacji miejsca – no i proszę – wypadliśmy idealnie na przy podejściu wzdłuż rzeki do wąwozu. Teraz do góry, potem paręset metrów w górę wąwozem i mamy PK6 o 9:53.

W tym momencie grupa się rozdziela – część osób decyduje się na kierunek na OS-y a część osób decyduje się obrania kierunku na PK5. Ja jestem w tej drugiej grupie – we czterech (ja+ nawigator oraz Michał + Bartosz ze Złororyi) wracamy do asfaltu i zaczynamy szukać w Nagórzu wyjścia na wschód. Koledzy nieco mi uciekają, bo próbuję pomimo upału coś przełknąć – nic nie wchodzi, szczególnie nic słodkiego. Ponieważ muszą się wrócić doganiam ich i ruszamy na południowy wschód szukając możliwości przejścia na północ. Niestety wybieramy nieco dłuższy wariant. Chcieliśmy trafić na szlak, nie udaje nam się to (schodzimy z asfaltu o jedną drogę za bardzo na południe), schodzimy za bardzo na wschód, aż do rzeki Kwilicy. Potem wpadamy na pomysł, aby iść wzdłuż rzeki, w końcu PK5 jest właśnie na rzece. Plan jest trochę trudniej zrealizować, gdyż rzeka jest miejscami zachwaszczona, miejscami nie da się przejść brzegiem, a i łąki ogrodzone elektrycznym pastuchem nie pomagają. Miejscami musimy iść korytem rzeki brodząc po kolana w wodzie. Co niestety nie pomaga na stan stóp – trochę je chłodzi ale sprawia, że szybko robią się bąble. Wzdłuż Kwilicy docieramy do PK5 (11:18) i teraz idziemy prosto na PK8 – najpierw do Pławnej, potem do góry w kierunku na Kątnicę, trzymamy się rzeki, dosyć łatwo trafiamy na punkt o 12:00.

Tutaj nasza 4 osobowa grupa się dzieli na dwa 2-osobowe zespoły – koledzy ze Złotoryi ruszają do przodu. A my schodzimy do Marczowa w poszukiwaniu sklepu – skończyła mi się woda i nie dałbym radę w takim upale kontynuować. Sklep na szczęście jest blisko, szybko wracamy na asfalt, którym docieramy do Łupek. Chwilę zastanawiamy się, w jakiej kolejności brać punkty na OS-ie. Po chwili zastanowienia się robimy OS1, potem do góry na OS3 a potem w dół do OS2. OS1 znajdujemy łatwo o 13:38, paręset metrów od punktu poboru wody do góry i jest, dzięki za pomoc w nawigacji spotkanemu tam Marcinowi Kargolowi (dopiero teraz się zorientowałem) Potem zgodnie z sugestiami kolegów ruszamy na OS3 od strony zachodniej. Chwilę szukamy go w wysokich paprociach, aż natrafiam na skałę, która wystaje ponad nie. Okazuje się, że dobrze trafiłem (14:09) – cała banda ludzi, która szuka z nami włączając w to rowerzystów, podbija karty. Do OS2 droga jest w miarę prosta, najpierw z powrotem do małego asfaltu, potem przez łąkę na północ w dół, aż do miejsca gdzie krzyżują się strumienie. Chwila poszukiwań i jest (14:30).

Następnym celem jest PK11 – czyli wg organizatorów półmetek, wg nas jakieś 2/3 trasy. Trafiamy łatwo, chociaż nieco naokoło asfaltem o 14:53. Tam uzupełniam wodę, bo znowu mi się skończyła i posilam się bananami i waflami.

Po chwili przerwy ruszamy dalej szukać PK9. Przekraczamy Bóbr i odbijamy na północ. Chyba skręcamy za wcześnie, bo po chwili na asfalcie musimy się przedzierać przez krzaki i jak się okazuje idziemy na zachód zamiast na północ. Ale wracamy się trochę i trafiamy na właściwy szlak rowerowy. Teraz jest już łatwo – szlakiem do przodu i w odpowiednim momencie wąwozem na północ (16:00). Było tym bardziej łatwo, bo znajdujemy w okolicy mnóstwo innych uczestników :).

IMG_20130817_160033_077

Następny cel to PK7 na Łopacie. Idąc na północ dochodząc do asfaltu widzimy ten pagórek. Zastanawiamy się, czy próbować podejścia torami, czy też napierać przez pola czy podejścia szlakiem od kościoła. Niestety decydujemy się na ostatni wariant, tracimy na nim sporo czasu. Dodatkowo kolega nawigator bardzo słabnie, doganiają nas Michał i Bartosz ze Złotoryi, którzy jak się okazało pogubili się przy OS3. Razem idziemy na szczyt, podbijamy karty (17:12), i oczywiście schodząc mylimy drogi. Musimy wracać, aby trafić z powrotem na szlak rowerowy. W tym momencie Paweł (nawigator) rezygnuje – wygląda na to, że struł się żelem. Nasza trójka zaś rusza dalej do Dębowego Gaju, a potem na Mojesz, po drodze zaczepiając o PK2 (18:37), który wydaje się był jednak w lekko dalej od drogi, niż zaznaczony na mapie.

IMG_20130817_190611_844

Słonce zachodzi, więc zaczyna się wściekły atak komarów. Ale idziemy już w miarę prosto szlakiem, przez punkt w którym rano odbieraliśmy mapy, szukamy ostatniego obowiązkowego punktu oznaczonego XX (19:36). Oczywiście złośliwie ;) na sam koniec trasy jest on umieszczony na szczycie największej górki w okolicy znowu w jakichś ruinach :). Teraz już prosta droga, na mecie melduje się o 19:51, 11 godzin i 51 minut po starcie. Co daje mi 22 miejsce (21 po poprawkach) w klasyfikacji TP50 na około 110 uczestników. Nie jest źle, jestem zadowolony. Przejście TP50 przy naszym wariancie nawigacyjnym kosztowało około 65 km. Udało się zjeść dwa batony i banana, zużyłem ponad 5 litrów wody, a i tak na mecie byłem jakieś 2,5 kg lżejszy.

3

Miałem w planie przebiec jak największą część szlaku, co się całkiem dobrze udało. Jakkolwiek od PK11 przestałem walczyć – było potwornie gorąco, woda się kończyła błyskawicznie, każda podbieżka kończyła się po paru minutach kompletną suchością w ustach. Dodatkowo bąble na stopach od połowy dystansu nie pomagały w utrzymaniu tempa. Cieszę się, że wybrałem TP50 – przebycie TP100 byłoby ponad moje możliwości – z 29 zawodników TP100 tylko 6 zaliczyło wszystkie punkty i zmieściło się w limicie czasowym.

Wnioski na przyszłość:

  • Grube rzeki na mapie w rzeczywistości mogą być strumyczkami, czasami można je przeoczyć …
  • Długie spodnie i koszulka z długim rękawem to podstawa do przedzierania się przez krzaki i pokrzywy, tak samo jak przykrycie całości głowy jako ochrona przed komarami i gzami
  • Stopy trzeba spróbować zaimpregnować jakimś preparatem typu “Second Skin”

Dwa słowa porównania z moimi dotychczasowymi doświadczeniami:

  • IWW odbywa się w szczycie lata – co oznacza upały oraz potrzebę noszenia lub dostępu do dużej ilości wody. Bez tego pada się dosyć szybko. Wydaje mi się, że jeden punkt z wodą na pętlę to nieco za mało, kluczowe wydaje się dobre zarządzanie wodą do picia – kończy się dosyć szybko, bukłak napełniałem 3 razy po 1,5 litra …
  • Punkty nawigacyjne są nieco w krzakach/jarach/wąwozach – czasami trzeba się ich naszukać – jakkolwiek wskazówki podane na mapie w formie opisu oraz zaznaczenie punktów charakterystycznych są bardzo pomocne
  • Nawigacja na IWW wydaje trudniejsza niż w poprzednich rajdach, tym bardziej, że to była moja pierwsza impreza na taką prawdziwą orientację :)

Serdeczne podziękowania dla organizatorów – bardzo sympatyczna impreza, podziękowania również dla współuczestników. Bardzo mi się podobało to katowanie się na słońcu, rzekach i krzakach :)

Gratulacje dla zwycięzców – na pewno lekko nie było :)

Przebieg trasy naniesiony na mapę, wg której nawigowaliśmy:

iww2013-qr

Przebieg trasy na mapie wektorowej:

Total distance: 61518 m
Max elevation: 465 m
Min elevation: 221 m
Total climbing: 1584 m