GEZnO 2013 – MM1 i MM2 – relacja

Po raz pierwszy wziąłem udział w Górskim Ekstremalnych Zawodach na Orientację. Tym razem bazą zawodów była Kamianna w okolicach Nowego Sącza, parę kilometrów na północ od Krynicy. Zawody są dwudniowe, w pierwszym dniu nasza kategoria MM miała do zaliczenia 14 punktów kontrolnych w dowolnej kolejności (scorelaf), w drugim dniu do zaliczenia jest 9 punktów kontrolnych w oznaczonej kolejności. Za opuszczenie każdego z punktów kontrolnych była doliczana kara czasowa, zwykle większa dla punktów dalej oddalonych od startu/mety. Startuje się w dwuosobowych zespołach, tak więc na początku od razu podziękuję Marcinowi za towarzystwo, nawigację i popędzanie. A przy okazji podziękowania dla organizatorów – mapa pomimo dosyć marnej wielkości była bardzo dokładna.

Na początek może dopiszę mały disclaimer – nie jestem zawodnikiem, biegam w takich imprezach amatorsko i dla przyjemności. Stąd moim celem absolutnie nie było podium a raczej przeżycie świetnej przygody. I taką przygodą ta impreza się okazała. Ale po kolei.

Dzień pierwszy

Zgłaszam się na starcie o 7:45, a o 8:00 biegniemy po mapy i startujemy. Przyjmujemy wariant: 48-52-35-33-24-21-23-27 – a potem zobaczymy. Potem okazało się, że wariant ten był zgodny z optymalnym przynajmniej w części planów . Zbiegamy chwilę asfaltem i wbijamy się do góry drogą polną, przechodząc pod jakimiś drucianymi ogrodzeniami. Wbiegamy na grzbiet, troszkę zawracamy przez pomyłkę, ale ostatecznie zbiegamy na dół i trafiamy w pierwszy punkt – PK48 (8:27). Następnie dowolną drogą prowadzącą na północny wschód dobiegamy do drogi szutrowej, z której szukamy odbicia na północ, którym to biegniemy aż do rozpoczęcia ostrego podejścia pod Pasieczną. Tam przed podejściem skręcamy o 90 stopni i lecimy w dół szukać punktu w wąwozie – tak trafiamy w drugim wąwozie na PK52 (8:56).

IMG_20131109_085831.jpg

Znowu zbiegamy w dół, trafiamy na szutrówkę, którą leci żółty szlak, trzymamy się niego tak długo, jak to możliwe, a we właściwym momencie odbijamy na północ podbić paski w PK35 (9:26) koło podmokłej łąki. Potem wracamy na skrzyżowanie żółtego szlaku z szutrówką. Chcemy ominąć 200 metrów podejścia na Ubocz, co się udaje obiegając go. Na PK33 (10:06), który był umieszczony w wąwozie trafiamy bez problemów. Do tej pory utrzymujemy tempo dwa PK na godzinę, później już tak dobrze nie będzie …IMG_0060.jpg

(Zdjęcie Dominika Mirowskiego z https://plus.google.com/photos/105979316817611447134/albums/5944276516208354305?banner=pwa)

Potem napieramy po pionowej ścianie do góry do niebieskiego szlaku. Najpierw pobiegliśmy szutrówką równoległą do żółtego szlaku aż do szczytu Tokarnia, z którego na azymut zbiegamy do szerokiej bardzo bardzo błotnistej drogi (błoto po kostki które ciężko było wyminąć), okazało się, że to nie ta droga, musimy zbiec jeszcze raz na krechę na północ. W końcu trafiamy na właściwie skrzyżowanie większych dróg, ale znowu zbiegamy około 500 metrów za nisko – nie zauważamy drogi do strumienia przez co dobiegamy prawie do asfaltu w Boguszach, niestety musimy się cofnąć korytem rzeczki jakieś 500 metrów, ale w końcu trafiamy do PK24 (11:31) – tutaj zaliczyliśmy największą wtopę jak się okazało – optymalnie należało odpuścić żółty szlak i zbiec szutrówką na północ a potem dwa razy ciąć zakręty.IMG_20131109_113247.jpg

Z PK24 lecimy na wyciąg narciarski, i kluczymy nieco drogami dobiegając do stromego wąwozu, próbujemy go obiec, wbiegamy na łąkę a za nią łapiemy szutrówkę w okolicach jakichś dwóch domków letniskowych. Droga odchodząca na północ nam pasuje, więc mozolnie wspinamy się wzdłuż strumienia szukając źródełka, przy którym jest PK21 (12:39). Chwilka odpoczynku i dalej do góry, do żółtego szlaku na grzebiecie a potem na południe w poprzek stoku do dużej szutrowej drogi. Tam szukamy odpowiedniego odejścia, znajdujemy go i trafiamy na PK23 (13:06). Następnie zbiegamy do Łabowej, niestety trochę dziwną trasą. Tam się posilamy i przed zakładem przemysłowym odbijamy na północ, trafiając na łąkę, potem na stromy wąwóz, a za nim na PK27 (14:09) położonym na górnej granicy kolejnej łąki.IMG_0034.jpg

(Zdjęcie Dominika Mirowskiego z https://plus.google.com/photos/105979316817611447134/albums/5944276516208354305?banner=pwa)

Stamtąd na azymut przez las napieramy na przełęcz i schodzimy do Kotowa. Jest coraz słabiej z czasem. W Kotowie odnajdujemy drogę, którą wspinamy się wzdłuż linii energetycznej aż do PK39 (14:53). Tam patrząc na zegarek decydujemy, że bierzemy jeszcze tylko jeden punkt – kierujemy się spokojnie drogą a potem naokoło szutrówką do PK45 (15:33). Stamtąd do góry przez łąkę, a potem niebieskim szlakiem do mety. Niestety opuściliśmy 4 punkty, więc łapiemy 5 godzin i 30 minut kary …. Na miejsca na podium raczej szans nie ma … ;). Jakkolwiek okazało się, że tylko 9 zespołów (na 33) zaliczyło wszystkie punkty w limicie czasu, a my mamy 23 miejsce. W czasie biegu warunki idealne, chłodno, w miarę sucho, deszcz padał tylko ostatnią godzinę, udało się całość przebiec w suchych butach. Poniżej trasa, wg GPS wyszło ponad 39 km i ponad 2100 metrów przewyższeń.

E1MM-qr.jpgI na mapie wektorowej:

Total distance: 39904 m
Max elevation: 828 m
Min elevation: 443 m
Total climbing: 2662 m

Dzień drugi

W drugi dzień rozpoczęcie jest o 7:30, więc chwilę wcześniej pojawiam się na starcie aby przypiąć sobie opaskę. Całą noc lał deszcz, jeszcze teraz trochę kropi, jest zimno, około 4 stopni. O 7:30 biegniemy po mapy i tym razem mamy zaliczać punkty w kolejności na nich zdefiniowanych. Okazuje się, że do pierwszego punktu PK63 zaczynamy niebieskim szlakiem, tak samo jak dzień wcześniej, tylko pod górkę. Dochodząc do skrzyżowania z szutrówką decydujemy się zejść ze szlaku, co okazuje się dobrym krokiem, bo możemy cały czas biec w dół. W odpowiednim momencie odbijamy na drogę na łąkę, na której znajduje się PK63 (8:34). Stamtąd wracamy na szutrówkę, przecinamy ją i napieramy do góry do niebieskiego szlaku. Idziemy nim troszeczkę za długo, ale orientujemy się w porę i wracamy do PK64 (9:01). Do następnego punktu postanawiamy obrać wariant asfaltowy – schodzimy do Krzyżówki, a potem asfaltem lecimy do Mochnaczki, gdzie skręcamy w polną drogę. Za rzeczką nie znajdujemy właściwej drogi, ale trafiamy na łąkę a potem na następną, gdzie znajduje się PK69 (10:09) (fajny numer punktu). Lecimy na azymut na zachód, trafiamy na drogę przez pole, której się trzymamy aż do asfaltu. Chwilę się go trzymamy i niemal mijamy drogą, w którą planowaliśmy skręcić, ale rozpoznajemy “cycek” leśny. Wbiegamy do lasu i po paruset metrach odbijamy za spotkanymi kolegami na północ, przedzierając się przez drapaki jakimś cudem trafiamy od razu w punkt PK70 (11:02). Teraz szybko zbiegamy drogą na północ do asfaltu, a tam wybieramy dłuższą opcję – zbiegamy do Czyrnej i narażając się na ataki miejscowych burków oraz uwagi lokalsów przebiegamy obok kościoła (w którym właśnie trwała msza) i cmentarza do góry. Przechodzimy przez szczyt wzniesienia i trafiamy na drogę prowadzącą w punkt PK73 (12:01), który znajduje się na wzniesieniu obok drogi. Tutaj niestety nie ścinamy, tylko wracamy biegiem do drogi szutrowej, tracimy kilkanaście minut, bo w pewnym momencie doganiamy ekipę, którą zostawiliśmy przy PK73, a my przecież biegliśmy jakieś 20 minut. Na końcu szutrowej drogi niespodzianka – poziom wody dzięki opadom się podniósł, więc nie zostaje nic innego jak przejść przez bród w butach w wodzie ponad kolana. Przynajmniej buty się umyły, a my lecimy dalej – planujemy wejść na PK71 (12:41) od północy. Co udaje się całkiem dobrze – idziemy szutrówką i na wyczucie skręcamy w lewo na południe, na szczyt trafiamy w punkt po chwili wspinaczki. Ponieważ słyszymy głosy szybko się zwijamy z punktu aby nie wskazywać drogi – trochę za szybko i biegniemy nie tam gdzie chcieliśmy – zbiegamy z powrotem to szutrówki na północny wschód zamiast na południowy wschód, dodatkowo idziemy (jedząc) aż do drogi na kościół, dodajmy sobie niepotrzebnie kilometr. Ale w PK72 (13:23) trafiamy bez problemów – oczywiście nie licząc przedzierania się przez drapaki, szczyt jest wybitnie zarośnięty tym dziadostwem. Tutaj powoli dojrzewamy do decyzji o odpuszczeniu jednego punktu, jest już prawie czternasta, zostało półtora godziny, a odległości spore, lecąc asfaltem przez Polany decydujemy o odpuszczenie PK55 (120 minut kary). Teraz już spokojnie lecimy asfaltem do odbicia w drogę na wschód wzdłuż strumienia, 2 km na spokojnie szutrem aż do skrzyżowania z drogą z południa, gdzie spotykamy dwa inne zespoły i zaczynamy szukać PK50(14:36). Okazał się on umieszczony na dosyć stromej skarpie, więc ślizgając się w błocie jakoś do niego zjeżdżamy, podbijamy ostatni punkt. Teraz dostaliśmy jakiegoś zaćmienia, bo przecież byliśmy w tym miejscu już wczoraj, lecimy na drogę szutrową i zamiast przeć na południowy wschód lecimy za drogami na południe, co skutkuje opóźnieniem na mecie – jakkolwiek ciągle w limicie czasu – kończymy o 15:19, dostajemy +120 minut za brak PK55, zabrakło jakieś 40 minut. Na ostatnim etapie niespodziewanie dogania nas Krzysiek w samochodzie (który zajął drugie miejsce w swojej klasie i zdążył się przebrać i zjeść obiad i pojechać po żonę). Tym razem prawie całą drogę biegłem w lekko przemoczonych butach, szczerze – byłem miękki i trochę unikałem błota i innych mokrych miejsc – przynajmniej do połowy trasy, potem i tak wszystko przemokło . Wg GPS wyszło prawie 43 km i ponad 1900 metrów przewyższeń.

E2MM-qr.jpgI na mapie wektorowej:

Total distance: 43972 m
Max elevation: 778 m
Min elevation: 429 m
Total climbing: 2756 m

Podsumowując

Po pierwszym dniu miałem mieszane odczucia. Jak to, nie dałem rady wszystkiego zaliczyć ? Wiem, że forma mi spadła, ale aż tak, żeby odpuścić 1/4 punktów ? Trasa wydała mi się za długa i za trudna kondycyjnie jak na 8 godzin. Drugiego dnia cieszyłem się, że prawie nic nie boli, wyruszając w deszczu na trasę zastanawiałem się, czy nie odpuścić – warunki nie rozpieszczały. Jednak z każdym kilometrem podobało mi się coraz bardziej, potem wyszło nieco słońce, a że nie walczyliśmy o czołowe miejsca, podeszliśmy do biegu rekreacyjnie. Świetnie się spisały nowe buty INOV-8 Trailroc 255.IMG_20131111_130856

Trochę żal jest tego jednego niezaliczonego punktu. Miałem okazję porównać ślad GPS ze zwycięzcami – jest przepaść w nawigacji (chociaż tam też widać wtopy – w drugim dniu szczególnie). Tak czy inaczej dopisuję GEZnO do mojej listy życzeń na 2014 rok – za rok wracam i zaliczam wszystkie w obydwu biegach.