VIII Rajd Czterech Żywiołów – zimowy – 2016 – TP50

Po raz czwarty wystartowałem w Rajdzie Czterech Żywiołów, fajnej imprezie na orientację rozgrywanej w okolicach Kluczy/Olkusza. Po raz trzeci w zimowej – i po raz trzeci bazą tych zawodów była sympatyczna miejscowość o nazwie Bydlin. Ale było coś co różniło tę edycję od poprzednich – a mianowicie tym razem pojawiło się nieco śniegu i utrzymywała się temperatura poniżej zera, czyli  w końcu była to prawdziwa zimowa edycja Rajdu.

W tym roku biegnę z Danielem, który głównie biega ultramaratony, ale jest zainteresowany wybieganiami z mapą, dlatego też  pojawi się kilka razy na moich zdjęciach. W zawodach na orientację także debiutują moi znajomi Katarzyna i Michał (moje „zające” z Biegu Granią Tatr), którzy też lubią dłuższe dystanse, ale tym razem chcą zobaczyć czy bieganie z mapą im odpowiada, więc startują na krótszym dystansie TP25.

Start jest zaplanowany na 8:30, więc kilka minut przed 8:00 pojawiam się w biurze zawodów, odbieram pakiet. Rozpoznaję całe mnóstwo znajomych twarzy :), dobrze być u siebie :). O 8:00 rozpoczyna się odprawa przedstartowa.

Komunikat przed startem
Komunikat przed startem

Chwilę później otrzymujemy mapy. Do zaliczenia jest 12 punktów kontrolnych.zimowyr4z_1

Patrząc na mapę właściwie sensowne wydają się dwa warianty – lewoskrętny, gdzie zaczynamy od PK-G lub prawoskrętny, gdzie zaczynamy od PK-K. My decydujemy się na ten pierwszy, gdyż chcemy jak najwięcej punktów zebrać na świeżo zostawiając sobie długie przeloty, w które bogata jest wschodnia część mapy, na później, no i poza tym Punkt Kontrolny G to fajna nazwa :)

Tuż przed 8:30 gromadzimy się jak co roku na boisku szkolnym, aby oczekiwać na sygnał startu.

Przed startem
Przed startem

Startujemy  o 8:32 . Pierwszy odcinek to asfaltowa rozgrzewka.

W drodze do pierwszego PK
W drodze do pierwszego PK-G

Spokojnie biegniemy tempem 5:30 i zbieramy PK-G przy mostku.

PK-G
PK-G

Teraz lecimy na północ, miało być żółtym szlakiem, ale wracamy na asfalt a na szlak wskakujemy gdy tenże asfalt przecina szlak. Trochę przestaję czuć skalę mapy, ale Daniel jest czujny i po chwili trafiamy na PK-9

PK-9
PK-9

Teraz dalej na północ do asfaltu, na którym pojawiamy się trochę za bardzo na południe od skrzyżowania z żółtym szlakiem, dlatego zmieniamy nieco plan i podążamy asfaltem na zachód, aby przy okazji wbić się w las na północny-zachód. Tak trafiamy do Huciska, przelatujemy całą wioskę do końca asfaltowej drogi i napieramy już spokojniej do góry. Mijamy jaskinię, w której w zeszłym roku był PK-8. Odbijamy na południe i szukamy punktu kontrolnego w ruinach domu po prawej stronie drogi.  Z jakiegoś powodu punkt został przeoczony ;) i zaczynamy przeszukiwać całą okolicę, jednak na końcu punkt PK-6 okazuje się być umieszczony w pierwszym zrujnowanym pokoju od drogi.

PK-6
PK-6

Zbiegamy teraz na dół do Ryczówka. Ponieważ wybieramy asfaltowy wariant dłuższy o 400 metrów kilka innych ekip nas wyprzedza.

W drodze do PK-10
W drodze do PK-10

Teraz do góry drogą polną, w stronę mogił Powstańców Styczniowych, gdzie był punkt kontrolny dwa lata temu. Jak się okazuje punkt leżał za wzniesieniem, a nie na wzniesieniu – zamiast patrzeć na znaki uparłem się szukać go za wcześnie. Ale po chwili niepotrzebnego skakania po okolicznych gałęziach trafiamy w końcu do PK-10.

Okolice PK-10
Okolice PK-10

Dalej lecimy na wschód do asfaltu, aby wbić się w las i dobiec do szerokiej drogi technicznej.

W drodze do PK-11
W drodze do PK-11

Drogą tą łatwo trafiamy do PK-11, gdyż pod jej koniec z daleka widzimy innych zawodników podbijających punkt umieszczony na jednym ze słupów wysokiego napięcia.

PK-11
PK-11

Odbijamy na południe asfaltem do Golczowic aby znaleźć niebieski szlak rowerowy, prawie idealnie się udaje lekko tylko przedzierając się przez krzaki.  Szlakiem napieramy na wschód.

W drodze do PK-H
W drodze do PK-H

Trochę mnie myli brak oczekiwanego odbicia szlaku na południe, ale trafiamy do zabudowań w okolicach punktu, przebiegamy komuś lekko przez podwórko i trafiamy do PK-H pod mostem.

PK-H
PK-H

Od punktu lecimy drogą na północny-wschód, odbijamy w drogą polną i dobiegamy do asfaltu. Niestety wbrew oczekiwaniom po drugiej stronie drogi asfaltowej nie ma kontynuacji naszej drogi polnej, więc chyba nie jesteśmy w dobrym miejscu. Ponieważ następny punkt jest w środku lasu jakiś kilometr od nas, więc ważne jest dobre rozpoczęcie jego poszukiwania, gdyż z doświadczenia nawigacja w lesie bez dobrego punktu odniesienia na mapie 50k może się skończyć ominięciem punktu i wyleceniem w kosmos. Wbiegamy do lasu, szukamy jednak naszej drogi na południowy-wschód. Nie ma jej, jest za do jakaś inna droga biegnąca bardziej niż powinna w kierunku południowym. Chwilę nią biegniemy i coś tam zaczyna nam pasować do mapy. No to lecimy nią dalej. Widzimy zawodników biegnących przed nami, skręcających w lewo, ale my dalej lecimy tą drogą, aby po chwili zobaczyć tychże zawodników na punkcie. Moim zdaniem był to fuks zawodów – źle weszliśmy do lasu, polecieliśmy na czuja, ale i tak trafiliśmy w PK-I.

PK-I
PK-I

Skręcamy na północny-wschód , nie prowadzi tam żadna droga więc po prostu biegniemy powoli przez przebieżny las. Trafiamy w końcu na jakąś drogę polną, ale prowadzi ona na północny-zachód, więc nie bardzo na pasuje. Więc znowu odbijamy i przedzieramy się trochę przez chaszcze, trochę przez łąki trafiamy w końcu na wąską asfaltową drogę, którą już łatwo docieramy do PK-J.

PK-J
PK-J

Mamy w nogach ponad 25 kilometrów w niecałe 3 godziny. Teraz zaczynają się przeloty do ostatnich pięciu punktów, więc jest szansa, że tempo utrzymamy – jak się okaże  punkty będą mniej więcej co 5 kilometrów. Najpierw lecimy przez pola na południowy wschód, aby dostać się do drogi biegnącej przez górkę Kamionki do Gołaczewów.

Kamionki
Kamionki

Obawialiśmy się, że będziemy musieli skakać przez rzekę, ale na szczęście okazało się, że na rzece był całkiem spory mostek. Więc zamiast tego przeskakujemy przez tory, asfalt i napieramy do góry w stronę cmentarza. Tam odbijamy na południe, a potem na południowy-wschód i tak trafiamy do PK-N umieszczonego za krzyżem.

PK-N
PK-N

Do następnego punktu chcieliśmy dotrzeć trochę inaczej, ale ostatecznie wróciliśmy do cmentarza tą samą drogą, jaką tu przybyliśmy. Potem już asfaltem na północ, aż do DK783, gdzie skręcamy w lewo, przebijam się przez tory aby drogą polną biegnącą wzdłuż nich na zachód dotrzeć do kolejnego punktu. Okazało się, że punkt leży po drugiej stronie rzeczki.

PK-M
PK-M

Aby przejść należało się wspiąć po bardzo śliskim podejściu (wariant Daniela) albo wspiąć na betonowy murek (wariant mój), a potem przejść po śliskiej i wąskiej metalowej kładce, na szczęście z barierką.

PK-M
PK-M

Uff, jesteśmy przy punkcie, wyciągam kartę startową aby podbić obecność na PK, ale w tym momencie karta wyślizguje mi się z ręki odzianej w śliską rękawiczkę. Z napięciem obserwuję jak karta leci powoli w dół, nie mogę nic zrobić, karta zaś wpada do rzeczki. Na szczęście nie wpada do głównego nurtu i nie odpływa. Schodzę w dół do koryta, jakoś daję radę sięgnąć po kartę nie wchodząc do rzeczki i podbijam PK-M.

PK-M
PK-M

Dalej biegniemy na północ do asfaltu, którym to skręcamy na wschód, potem asfaltem dalej na północ, aż do miejsca, gdzie pojawia się możliwość odbicia na północ na szlak niebieski rowerowy. Z możliwości korzystamy, żeby już nie lecieć po tym nudnym asfalcie, chwilę lecimy tymże niebieskim szlakiem, robi się zimniej, więc świeży zmrożony śnieg skrzypi pod butami. Fantastyczny dźwięk :) Szlak opuszczamy na skrzyżowaniu, skręcamy na północ, przekraczamy większą drogę asfaltową i chwilę później skręcając na wschód znajdujemy PK-L.

PK-L
PK-L

Czas rozpocząć powrót do mety. Wracamy do asfaltu aby lecieć nim jakieś 1,5 kilometra, a potem znowu wracamy na niebieski szlak rowerowy, przy asfalcie go opuszczamy, aby dalej napierać na wschód drogą polną, aż do do skrzyżowania dróg, na którym skręcamy lekko na północ. Zastanawiamy się, gdzie jest punkt, może go przeoczyliśmy, ale po chwili zauważamy znajomą parę, z którą już kilkakrotnie się minęliśmy, odbiegającą od punktu PK-K.

PK-K
PK-K

Wracamy do mety, nie chcemy już kombinować i wybieramy wariant asfaltowy – czyli przez zamarznięte pola tniemy na południowy wschód, potem już asfaltami najpierw na południe, a potem na wschód, aż do Bydlina i do mety. Na mecieNa mecie meldujemy się 5 godzin i 57 minut od startu po pokonaniu prawie równo 50 km oraz 700 metrów przewyższeń. Dla mnie jest to najszybciej pokonane TP50 w życiu, za co serdecznie dziękuję Danielowi, dla którego było to tylko dłuższe wybieganie :). Podczas biegu mijaliśmy się kilkakrotnie z kilkoma zawodnikami, część z nich udało się wyprzedzić, a część nie, jakkolwiek ich obecność nas motywowała do napierania :)

Impreza w tym roku była świetnie zorganizowana, dziękuję serdecznie organizatorom za możliwość fajnego spędzenia tych kilku godzin w fajnym terenie. Dodatkowo cieszy mnie to, że Daniel biegnący po raz pierwszy w takiej imprezie świetnie i instynktownie radził sobie z nawigacją, doprowadzając moje rozumowe podejście czasami na skraj rozpaczy (stój, zastanów się, gdzie jesteśmy, dlaczego tam właśnie chcesz biec, przecież mieliśmy inaczej itp :) ) – ale jak się okazywało zupełnie niesłusznie, gdyż nawigacja na trasie mu po prostu wychodziła.

Przebieg naszego wariantu trasy na mapie organizatorów:zimowyr4zPrzebieg na mapie wektorowej:

Total distance: 49078 m
Max elevation: 448 m
Min elevation: 301 m
Total climbing: 701 m

Digest movie z rajdu [youtube]https://www.youtube.com/watch?v=KpZZ3LCY3Yg[/youtube]

Zdjęcia w postaci albumu: