Pieszy Maraton na Orientację Kiwon – TP50 – 2017
W drugim tygodniu września wziąłem udział w pieszym Maratonie na Orientację Kiwon – była to pierwsza edycja tej imprezy. Kilka wrażeń z trasy TP50 poniżej. Postaram się naprawdę krótko :)
Start imprezy jest o 9:00 rano więc spokojnie da się dojechać rano z Krakowa. W biurze zawodów jesteśmy sprawnie obsłużeni – dostajemy numer startowy i koszulki. Dodatkowo przed startem można zjeść drożdżówkę i napić się kawy albo herbaty, baza wygląda dobrze, organizacyjnie jest świetnie. Następuje szybka odprawa przedstartowa i ruszamy w teren.
Kolejność zbierania punktów jest dowolna, ja zaczynam dokładnie wg kolejności numerów punktów – nie wiem czy organizator coś numeracją PK sugerował, ale jakoś tak wyszło. Od początku biegnę z Boską, na moje nieszczęście ona jest mocniejsza biegowo, tylko na początku nadążam, potem jest gorzej. Ale po po kolei – znajdujemy PK1 na cmentarzu, potem PK2 na ambonie – po drodze przemaczam buty i stopy, tak już zostanie do końca. Do PK3 zbiegamy drogą bez przygód (punkt stał za bardzo na południe, ale w naszym wariancie to nie przeszkadzało). Mamy problemy ze znalezieniem PK4. Otóż miała być przy nim woda pitna z obsługą, co oznaczało ludzi i pojemniki na wodę – więc punktu szukaliśmy pobieżnie. Obsługa i woda pojawiła się trochę później, przez co punkt znajdujemy po 20 minutach i ponad kilometrze poszukiwań. Oczywiście jest to nasza wina, za bardzo się nastawiliśmy na szukanie ludzi a nie lampionu :). Kolejny PK5 wchodzi bez problemów na starym cmentarzu wojennym.
Niestety nie jest tak samo z PK6 – zbiegamy za bardzo na północ po bezdrożach. Dlatego musimy się odnaleźć po wyjściu z lasu i niestety nieco wrócić. Punkt jest przy pięknym kiwonie. Zaczyna padać.
Do PK7 zbiegamy niezbyt optymalnym wariantem, ale podziwiamy po drodze infrastrukturę przeznaczoną do wydobycia ropy naftowej.
Bardzo fajnie wyglądają linie przesyłowe napędzające pompy, koła zamachowe i siłownie – z trasy zrobiła się ciekawa ścieżka edukacyjna. Do PK8 prowadzi jedynie słuszna droga, po drodze mijamy dziesiątki kiwonów.
Do PK9 biegniemy asfaltowym szlakiem, Ostrą Górę bierzemy od wschodu aby nie przedzierać się przez krzaki na podejściu. Właśnie przestało padać i zaczyna się przejaśniać. Zbiegamy z niej mało optymalnie, ale po dyskusjach trafiamy na właściwy asfalt i czerwonym szlakiem dobiegamy do podnóży Cieklinki, na szczycie której jest PK10. Oczywiście wybieram wariant na skróty, więc wspinamy się po pionowej ścianie, jest dosyć niebezpiecznie, kto by pomyślał. Chyba ten wariant nie był najlepszy, być może szybciej byłoby po prostu napierać drogą trochę dookoła. Ze szczytu zbiegamy na wschód i biegnąć piękną polaną trafiamy na samotne drzewo, na którym sobie wisi PK11.
Zbiegamy w dół do asfaltu a potem szutrem w okolice PK12 i zastanawiamy się, gdzie on jest. Na szczęście inny zawodnik wskazał nam kierunek – przeszliśmy przez kładkę i na łące za rzeką znajdujemy ambonę, na której jest ostatni dzisiaj punkt. Wydaje się, że pozostaje nam już tylko powrót do mety. Najwygodniejszy wariant drogą 993 jest wykreślony. Tak więc wymyślamy „genialny” wariant – przebiegamy w poprzek łąk i pól aby obiec Łysą Górę od południa, aby potem trafić w skrzyżowania dróg i potem do bazy. Przebieg przez pole idzie nam już ciężko, oczywiście nie trafiamy w to skrzyżowanie, awaryjnie szukamy ścieżki która miała biec wzdłuż granicy Magurskiego Parku Narodowego. Ścieżki też nie znajdujemy, chyba lądujemy troszkę w parku.
Gdy się tego domyślamy to natychmiast się stamtąd wycofujemy na północny zachód chwilę szukają przejścia przez głęboki i zarośnięty jar. W końcu trafiamy na granicę parku, biegniemy na wschód, potem oczywiście nie znajdujemy odpowiedniej drogi wiec po prostu przez pola trafiamy do asfaltu i mety. Ostatnie 5km od punktu zajmuje nam 66 minut – dramat :)
Humory jednak dopisują, 51.5 km zajmuje nam niecałe 8 godzin. Około 3-4 km i około godzinę można było zaoszczędzić na mniejszych pomyłkach nawigacyjnych. Ostatecznie Boska jest pierwszą kobietą, ja jestem dziewiąty open. Na mecie dostajemy fajny posiłek regeneracyjny, biorę prysznic i jadę zrobić trochę zdjęć z powietrza infrastrukturze naftowej.
Krótkie podsumowanie – było bardzo przyjemnie. Impreza cechowała się bardzo dobrą organizacją, ciekawymi i szybkimi terenami oraz ciekawie i prawidłowo rozmieszczonymi punktami kontrolnymi – czyli miała wszystko, co jest potrzebne dobrej imprezie na orientację. Mam nadzieję, że impreza zagości na stałe w kalendarzu oraz pojawi się w pucharze w Pieszych Maratonach na Orientację PMNO. Dzięki za świetnie spędzoną sobotę.
Więcej zdjęć jest na Facebooku tutaj.
Przebieg trasy na mapie organizatorów – (widać, że PK3 stał troszkę za bardzo na południe):
Mój film z imprezy: