VI Mordownik 2017 – trasa TP50 – relacja
Mordownik jest maratonem na orientację, który uwielbiam od pierwszego w nim startu – a dostałem wtedy mocno w kość w Beskidzie Niskim. Nazwa imprezy definiuje jej charakter – jest to zwykle jedna z najcięższych pięćdziesiątek należących do pucharu PMNO w roku. I to jest jeden z powodów, dlaczego zwykle na tej imprezie się pojawiam. Drugim powodem konieczności tegorocznego startu jest baza imprezy – Chochołów koło Zakopanego gwarantuje ciekawy przebieg trasy jak i świetne widoki na niej. Uwaga – tym razem relacja jest całkiem długa :)
Mordownik 2017
W tym roku trasa TP50 (maraton pieszy 50 kilometrów na orientację) startuje o 7 rano, więc wyjazd z Krakowa planuję na 5 rano. Niestety jednak ze względu na remonty i ruch wahadłowy w kilku miejscach spóźniliśmy się na odprawę. Na szczęście tym razem nie ma specjalnych podpowiedzi dla uczestników.
Zaraz po odprawie zaplanowano start, nie mam nawet czasu skoczyć do samochodu odłożyć niepotrzebny ekwipunek. Na boisku szkolnym razem z innymi 60 zawodnikami czekamy na na wydanie mapy a potem sygnał startu.
Z rozkładu punktów wychodzi fajny i niejednoznaczny Scorelauf – punkty są rozłożone w sposób, który pozwala na pokonanie trasy kilkoma wariantami. Warianty różnią się długością i przewyższeniem – zwykle wtedy kiedy długość jest mniejsza to przewyższenie jest większe i na odwrót :) . Czasu pomiędzy wydaniem map a startem jest mało, więc wybieram potencjalne pierwsze punkty mojego wariantu i wybieram ten z dłuższym przelotem – nad wyborem dalszych wariantów zastanowię się po drodze. Tak więc los tak chciał, że zaczynam od PK6 (punktu kontrolnego numer 6) zlokalizowanego na Słowacji, podobnie decyduje całkiem spora grupa zawodników. Ponieważ pogoda dopisuje po drodze mamy piękne widoczki z Tatrami w tle.
A także takie z Babią Górą w tle:
Kolejny punkt to PK7, więc z PK6 zbiegam w dół do Hladovki i potem lecę prosto, co kończy się pierwszym przeprawianiem przez rzekę po kolana. Oczywiście to nie ma wielkiego znaczenia bo buty mam przemoczone od mokrej trawy mniej więcej od siódmej minuty zawodów. Po PK7 korzystam z obecności Pawła i robię sobie zdjęcie z Tatrami.
Następnym punktem miał być PK3, ale coś nie wyszło – pobiegłem za innymi zawodnikami na południe szukać PK11. Najpierw drogą wzdłuż łąki do momentu kiedy punkt był położony jakieś 2 kilometry 3 duże wąwozy ode mnie. Wtedy próbuję wbić się w las mniej więcej na wysokości punktu, ale drogi szybko się kończą i zaczyna się nieprzebieżny las i pierwszy z dużych wąwozów – wycofuję się z powrotem na łąkę. Ostatecznie atakuję PK11 od góry czyli od południa – szukam punktu na każdym skrzyżowaniu strumieni i wąwozów. Punkt lekko schowany w krzakach znajduję chyba w czwartym czy piątym skrzyżowaniu strumieni. No cóż, zaczyna się prawdziwy Mordownik, chociaż może tutaj przydałoby się rozjaśnienie mapy. Zbiegam w dół błotnistą drogą która jest rzeką albo rzeką która jest drogą – z mojego punktu widzenia jest to wszystko jedno, jest mokro i ślisko, jest zagrożenie zostawienia w błocie butów. Do PK3 próbuję ścinać przez łąkę na wschód – ląduję w lesie troszeczkę na wcześnie, ale na szczęście mijam zawodników którzy własnie znaleźli ten punkt i wskazują go nam, co nieco ułatwiło sprawę.
Kolejny punkt, czyli PK2, wchodzi łatwo – wracam na polską stronę, po chwili wzdłuż granicy zbiegam wzdłuż linii lasu do koryta głębokiego strumienia, a ponieważ zbiegłem nieco za bardzo na południe muszę się wspiąć stromym brzegiem. Do kolejnego punktu PK9 muszę wrócić na Słowację, ale najpierw wydostaję się z gęsto zarośniętego lasu i stromego wąwozu strumienia. Przy granicy trafiam na żółty szlak, który doprowadza mnie do punktu położonego przy źródle wody, z którego korzystam uzupełniając wodę w softflaskach.
Od punktu zbiegam do Polski niebieskim szlakiem, granicę przekraczam na Magurze Witowskiej trochę się gubiąc na szczycie. PK10 jest pięknie widoczny w świerkowym lesie tuż za szczytem Witowskiego Przysłopa. Zbiegam trochę szlakiem na wschód, a gdy szlak odbija na południe zbiegam na przełaj przez las aż trafiam w drogę, która doprowadza mnie aż do DK958. Teraz wystarczy się wbić w las w odpowiednim miejscu i korzystając z rozjaśnienia znaleźć PK1 – bez tego rozjaśnienia nie byłoby widać układu dróg. Jako kolejny punkt wybieram PK15, tak więc pierwszą częścią wariantu jest przeprawa przez Czarny Dunajec. Rzeka jest tutaj maksymalnie głęboka do wysokości lekko powyżej kolan a poniżej życiowo ważnych organów – więc bezpiecznie, ale trzeba uważać na każdy krok, gdyż nurt miejscami jest mocny a kamienie na dnie bardzo śliskie.
Dalsza droga to najpierw gęste krzaczory i mega stroma górka do czarnego szlaku a następnie wspięcie się tymże czarnym szlakiem na pasmo Gubałówki. Tak docieram do PK15, tam uzupełniam wodę i lecę dalej. Kolejny PK14 jest na Palenicy Kościeliskiej – na szczyt wchodzę od północy. Najpierw szukam wierzchołka góry starając trzymać się jakichś dróg. Za wierzchołkiem trafiam na skrzyżowanie pięciu ścieżek, które jest bardzo charakterystyczne na rozświetleniu okolicy punktu. Stąd PK14 znajduje się łatwo – z tym, że jest schowany nieco i przechodzę obok niego za pierwszym razem go nie zauważając.
Zbiegam z powrotem do czarnego szlaku i atakuję grań Gubałówki :). Tym razem wśród turystów przebywam dosyć krótko, gdyż od razu na początku trasy zbiegam wzdłuż linii energetycznej na północ zboczem szukając punktu PK13.
Punkt PK13 znajduję dosyć łatwo, co nie oznacza, że dostaję się do niego łatwo, gdyż nie trafiłem idealnie we właściwy wąwóz. Cały czas widząc punkt musze zejść jakieś 10 metrów w dół po pionowym zboczu a następnie 5 metrów do góry także po takowym. Buty dobrze trzymają, więc ta nieco akrobatyczna sztuka ta się udaje.
Z wąwozu uciekam na północ do góry, widoki ciągle są fajne, widać wiejący na Tatrami wiatr halny tworzący chmury wału fenowego.
Nauczony doświadczeniem do kolejnego punktu w wąwozie postanawiam od razu ustawić się po właściwej stronie stromizny. Wcześniej nie znajduję odpowiedniej drogi w kierunku punktu więc muszę się przebijać przez las prawie do grani Gubałówki na północ aby ominąć wąwozy i ostatecznie znowu zejść w dół. Właściwe miejsce jest łatwo rozpoznawalne, wystarczy teraz zbiec jakieś 100 metrów w dół przez krzaki, jeżyny i chaszcze – na brzegu wąwozu na choince wisi sobie PK12.
Po drodze do kolejnego punktu grań Gubałówki staje się koniecznością wiec mozolnie odzyskuje prawie 200 metrów przewyższenia przeciskając się przez las i krzaczory. Brudny i spocony trafiam pomiędzy pięknych i pachnących turystów spacerujących na Gubałówce. Nie czuję się tutaj swojsko (mniej więcej jak w klubach z kolorowymi drinkami ;) ), więc jak najszybciej szukam drogi w dół na północny stok – nie jest to łatwe, gdyż okolice są mocno zabudowane atrakcjami turystycznymi. Ostatecznie zbiegam w okolicach parku linowego, wydaje mi się że kolejny punkt jest idealnie na północ. Niestety tego kierunku nie udaje mi się trzymać w lesie, gdyż brakuje odpowiednich ścieżek, zbiegam trochę za bardzo na wschód i zbiegając do wąwozu rzeki nie trafiam w odpowiednie skrzyżowanie strumieni. Tak więc muszę tym wąwozem przebić się nieco na zachód, zajmuje mi to parę minut i kilka poślizgów na kamieniach, jedno czy dwa lądowania na czterech literach, ale w drugim kolejnym wąwozie trafiam na punkt PK8.
Droga do kolejnego punktu to dla mnie zagadka do dzisiaj. Chyba analizując mapę nie skupiłem się za bardzo, gdyż nie zauważyłem sensownego przejścia do czerwonego szlaku – wystarczyło tylko trochę się wycofać na południowy zachód. Ja twardo napieram przez krzaki po pionowej skarpie wąwozu jakieś 15 metrów do góry, potem napieram na zachód, nie zauważam kolejnego wąwozu i potoku na mapie. Gdy do niego trafiam postanawiam jednak nie przedzierać się po raz kolejny, tylko szukam odpowiedniego obejścia na północ. Takowy znajduje, teraz znowu muszę się wspiąć po łące do góry i trafiam w końcu na czerwony szlak. Szlakiem tym miałem dojść do zakrętu i od tegoż miejsca namierzać kolejny punkt – szlak nie był jakoś bardzo dobrze oznakowany więc chwila nieuwagi i lecę za daleko wygodnym asfaltem. Na szczęście zauważam pomyłkę w porę i nie muszę się wracać – ścinam przez pole, obchodzę zabudowania, wbijam się w las i w drugim niezbyt głębokim wąwozie znajduję PK5. Z tego punktu czeka mnie jeden z najdłuższych przelotów – wracam na szlak i wytracając wysokość zbiegam do Dzianisza. Biegnę chwilę asfaltem robiąc sobie przerwę w napotkanym sklepie spożywczym na Coca Colę i loda – bo to już najwyższy czas. Do PK17 trafiam łatwo – a z drogi do niego widzę już miejsce, gdzie znajduje się kolejny punkt – oczywiście jest to góra i nazywa się Ostrysz.
Wracam do asfaltu i łatwo znajduję fajną drogę wspinającą się na tę górę – wychodzę na nią tuż przy PK16. Po drodze mam fajny ostatni widok na Tatry dzisiaj.
Pozostał mi do zebrania ostatni punkt. Oczywiście nie poszło łatwo – najpierw nieco za wcześnie zbiegam do lasu i muszę się wrócić do góry. Potem zbiegam wzdłuż wąwozu i strumienia, którego nie widziałem na mapie – próbuję nawigować według plam oznaczających łąki i las. W końcu orientuję się, że jestem za daleko na północ więc wracam się na południowy zachód wzdłuż strumienia przeszukując każde skrzyżowanie strumieni. Na czwartym skrzyżowaniu znajduje PK4. Nie wiem dlaczego, ale wtedy na rozjaśnieniu nie widziałem ani strumieni ani wąwozów – dzisiaj patrząc na mapę nie wiem jak mogłem tego nie widzieć, wszystko jest jak na dłoni :)
Teraz pozostaje tylko powrót do bazy. Po drodze dogania mnie jeszcze kolega, ale ja nie mam już ochoty na ściganie się, zbiegam do mety pokonując ostatnie 4 kilometry tempem 6 min/km . A na mecie czeka medal Immortala za zaliczenie wszystkich punktów w limicie czasu, uścisk dłoni prezesa Janka :) oraz posiłek regeneracyjny razem z regeneracyjnym napojem o smaku piwnym :)
Podsumowanie
Na mecie melduje się po 11 godzinach i 3 minutach po pokonaniu prawie 61 kilometrów. Jak na trasę TP50 – długo i daleko. Zawody bardzo mi się podobały, nie mogło być inaczej gdyż w tym roku organizatorzy Mordownika pokazali pazur – na zawodników czekała fajnie zdefiniowana trudna trasa w przepięknym terenie. Nawet pogoda dopisała. Na pewno wykonano olbrzymią pracę związaną z przygotowaniami – samo postawienie punktów musiało zająć kilka dni. A trzeba jeszcze sprawdzić mapy i zająć się organizowaniem logistyki. Podobał mi się pomysł puszczenia części trasy przez Gubałówkę – Krupówki też byłyby dobrym miejscem podkreślającym kontrast sposobów spędzenia wolnego czasu w Zakopanym przez różnego rodzaju turystów :). Punkty stały idealnie, rozjaśnienia pomagały w nawigacji (przydałoby się jeszcze rozjaśnienie PK11). Zawody cechowały się świetną organizacją, dobrym jedzeniem i dobrymi warunki bytowymi (no może oprócz braku ciepłej wody pod prysznicem). Na liście wyników zajmuję siódmą pozycje open (na 58 zawodników), więc bardzo wysoko, zaś jedynie 18 zawodników zbiera komplet punktów w wydłużonym limicie czasowym (13 godzin) i otrzymuje tytuł Immortala :)
Generalnie tutaj powinien nastąpić jeszcze dłuższy pean pochwalny, ale jestem w tym słaby więc napiszę – było bardzo dobrze i Mordownik w dalszym ciągu jest w topie moich ulubionych maratonów na orientację.
Co do trasy – optymalny wariant wg organizatorów miał 55 kilometrów długości (czyli maksimum dopuszczalne dla trasy TP50) przy bardzo mocnym cięciu przez las i łąki – więc raczej niewykonalny dla zawodników. Zrobiłem analizę wariantów po linii prostej i najkrótsze były te dwa (różnica to moment zaliczania PK17):
43,4 km: PK6->PK7->PK3->PK11->PK9->PK10->PK2->PK1->PK15->PK14->PK13->PK12->PK8->PK5->PK17->PK16->PK4
43,5 km: PK6->PK7->PK3->PK11->PK9->PK10->PK2->PK17->PK1->PK15->PK14->PK13->PK12->PK8->PK5->PK16->PK4
Przy takiej długości wariantów po liniach prostych w trudnym terenie 55km trasy optymalnej jest po prostu nierealne :) (powinno być około 37-38km po liniach prostych).
Pełna galeria zdjęć jest na Facebook-u – klik.
To był mój trzeci w pełni ukończony Mordownik, poprzednie podejścia do tej imprezy znajdziecie w relacjach:
Mordownik 2014 – Jaśliska/Beskid Niski – nie ukończyłem, trasa pokonała mnie
Mordownik 2015 – Stadniki/Beskid Makowski
Mordownik 2016 – Pilica/Jura Krakowsko-Częstochowka
Przebieg mojego wariantu trasy na mapie: