Jurajska Jatka – TP25 – 2017
I znowu krótko na temat następnego startu. Tydzień po Silesia Race 2017 a tydzień przed Łemkowyna Ultra Trail 150 wystartowałem treningowo w jednej z moich ulubionych imprez na orientację – Jurajskiej Jatce. Tym razem na trasie krótkiej czyli TP25, gdyż za tydzień czekał mnie mega wysiłek i to nie był już czas na trenowanie się dystansami ultra.
W tym roku startujemy już o sensownej porze, czyli o 10 rano, nie trzeba się zrywać jakoś bardzo wcześnie. Normalnie jem śniadanie, wsiadam do samochodu i po niewiele więcej niż 60 minutach jestem w Olsztynie – fajniej miejscowości leżącej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, mojej ulubionej arenie zmagań w pieszych maratonach na orientację. Kilka minut przed 10 rozpoczyna się odprawa prowadzona przez Łukasza
Dostajemy mapy i lecimy. Jak się dowiadujemy na odprawie mapy NIE SĄ w skali 1:50000 jak wynika z informacji na nich, na oko skala to jakieś 1:35000. No cóż, jeżeli się o tym wie to tylko trzeba się cieszyć z lepszej dokładności.
Do zaliczenia mamy 11 punktów kontrolnych w dowolnej kolejności. Z mojej analizy mapy wynika, że z punktów można zrobić pętlę bez nadmiernego kluczenia. Pętlę wiadomo – można robić albo w prawo albo w lewo, a ponieważ pierwszy punkt pętli dla wariantu w lewo był dalej to taki właśnie wariant wybrałem. Rozpocząłem od PK22 na szczycie malutkiej góreczki.
Potem obiegam Zieloną Górę, za leśniczówką wbijam się w las na rympał i trafiam na PK18 obok jaskini. Do kolejnego punktu czego mnie przelot asfaltem, a potem obok Huty Częstochowa.
Niestety przy PK17 punkcie się gubię, coś mi nie pasuje mapa do otoczenia, jakby w rzeczywistości było więcej rowów i ścian niż na mapie. Dodatkowo po znalezieniu punktu gubię się jeszcze bardziej – wpadam w dół, z którego nie da się wyjść ze względu na pionowe ściany, obiegam go w dole dookoła i wracam się niemal do punktu aby z niego wyjść. Bieganie w kółko zajmuje mi 5 minut i dogania mnie konkurencja. Do PK13 biegnę na rympał na północ przez pola, z daleka widać górkę na której jest punkt, trzeba tylko znaleźć jakąś drogę na szczyt, aby nie przedzierać się przez krzaki.
Z punktu zbiegam na północny zachód, najpierw przez kłujące krzaki, potem trafiam na drogę. Drogą dobiegam do skałek, na których jest PK12 – oczywiście spędzam kilka minut szukając punktu, ale na szczęście jest to dwie-trzy minuty a nie piętnaście ;). Teraz uciekam na południowy zachód – moim celem był szlak turystyczny. Trochę się mylę i wbiegam w bagno wzdłuż linii energetycznej, ale na szlak w końcu trafiam. Przekraczam asfalt i wbijam się w las w poszukiwaniu skałek, przy których jest PK16.
Znowu nie udaje mi się go namierzyć z marszu pomimo rozświetlenia na mapie okolice tego punktu – przeszukuję pobliskie jaskinie i dopiero krzyk uczestnika trasy TP50 naprowadza mnie na punkt. Do tej pory idzie mi całkiem dobrze, ale niestety się to zmieni. Do kolejnego punktu podchodzą od południa – próbuję go namierzyć patrząc na napowietrzne linie energetyczne. Punkt miał być gdzieś w okolicy skrzyżowania linii – jakieś 200 metrów od niego. Po przeczesaniu bagna tam i z powrotem i stracie 11 minut przypominam sobie, że skala mapy jest inna niż opisana, wtedy od razu znajduję punkt, który był oczywiście znacznie bliżej tegoż skrzyżowania linii energetycznych.
Odbiegając od punktu widzę trzy osoby z mojej trasy, które biegły w tym samym kierunku. Postanowiłem się im urwać – najpierw biegnąc przez wysokie trawy i bagno, potem w okolicach kolejnego punktu kontrolnego PK21, który dosyć niespodziewanie znalazł się za bardzo długim ogrodzeniem, które należało obiec (oczywiście była o tym mowa na odprawie).
Konkurencja mnie tutaj dogania, więc ja postanawiam się urwać po raz kolejny – wybieram autorski wariant przejścia na rympał przez las do kolejnego punktu. I prawie udało mi się urwać, gdybym nie zgubił kompasu i nie musiał się po niego wrócić. Do PK37 trafiam łatwo – jest to najładniej dzisiaj położony punkt kontrolny.
Na punkcie jestem sam, łudzę się, że jestem tutaj przed konkurentami ;). Szybko zbiegam na południe, przebiegam przez drogę, przebiegam obok cmentarza, trace 2-3 minuty robiąc tam ujęcia do filmu z biegu. Wg mapy powinienem teraz przedrzeć się przez iglasty las i trafić w punkt.
Jakoś nie mam ochoty przedzierać się przez krzaki więc obiegam dookoła, jak się okazało zbyt dookoła. Gdy podbiegam do punktu widzę oddalającą się trzyosobową konkurencję. Przed metą jest tylko jeden punkt praktycznie bez nawigacji, nie dam rady już lecieć sprintem, spokojnie patrzę jak konkurencja się oddala.
Wykorzystuję tylko ostatnią szansę na wyprzedzenie 1/3 konkurencji ;), odbiegając od ostatniego punktu biegnę skrótem, który znałem z poprzedniej edycji zawodów – jestem na mecie 10 sekund szybciej (czego nie widać w wynikach).
Na mecie jestem po 3 godzinach i 43 minutach, po pokonaniu 27,5 kilometra i 460 metrów przewyższeń. Zajmuję 6 miejsce open na 94 uczestników, 4 miejsce w kategorii męskiej. Do zwycięzcy mam 38 minut straty.
Na mecie czeka posiłek regeneracyjny oraz piwo zdecydowanie zasłużone ;). Bardzo mi się podobało i trochę żałuję, że nie wystartowałem w dłuższej wersji, no ale niestety nie mogłem. Z roku na rok impreza jest coraz fajniejsza, gratulacje dla organizatorów czyli robimyjatke.pl.
Przebieg trasy na mapie orgów:
Galeria zdjęć jest tutaj na FB.
Wideo z trasy biegu: