Rajd Czterech Żywiołów 2018 edycja zimowa TP50 – relacja
W tym roku trochę wbrew rozsądkowi mój sezon rozpocząłem startem już w styczniu startem w Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich w drugą niedzielę nowego roku 2018. Dwa tygodnie później po raz szósty wystartowałem w Rajdzie Czterech Żywiołów, imprezie na orientację rozgrywanej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej mającą edycję i latem i zimą. Dwa razy startowałem w letniej edycji a tegoroczny start był czwartym startem w zimowej edycji tej imprezy.
Zimowy Rajd Czterech Żywiołów 2018
Organizatorzy dają do wyboru start w jednej z pięciu kategorii – 2 warianty trasy pieszej/trekkingu o długości około 50 albo 20 kilometrów (TP50/TP20) oraz 3 warianty trasy Rajdu Przygodowego (rower+trekking+narty+zadania specjalne) – AR Open o długości 60km, AR Solo o długości 90km i AR Extrim o długości 120km. Ja wybieram piesze 50 kilometrów, nie jestem przygotowany na zimowy rower ani sprzętowo a tym bardziej mentalnie ;).
Ponieważ do bazy zawodów w Bydlinie mam tylko 50 kilometrów samochodem a start jest o 8:30 to spokojnie sobie wyjeżdżam z domu o 7 rano. Pogoda nie jest zbyt dobra – brakuje słońca, temperatura oscyluje w okolicach -1 stopnia, jest dosyć wilgotno więc ten niewielki mrozik jest odczuwalny. Kilka dni wcześniej spadło trochę śniegu, na szczęście jest to ilość która nie powinna przeszkadzać w bieganiu. W bazie jestem idealnie na czas aby zapłacić za start oraz wysłuchać odprawy prowadzonej przez Pawła.
Po odprawie mamy jakieś 15 minut do startu, chciałem się trochę ogrzać w bazie, ale zauważyłem, że znowu zgubiłem kompas. Tak więc spędzam 10 minut na poszukiwaniach tego niezbędnego sprzętu po okolicznym terenie, na szczęście znalazł się w śniegu przy samochodzie tuż przed startem.
Start
Kilka minut przed startem otrzymujemy mapy i robimy zdjęcie grupowe. Mnie na tym zdjęciu nie ma bo stoję z tyłu i analizuję mapę starając się wymyślić wariant trasy.
Z zaskoczeniem i zadowoleniem zauważam, że tym razem na mapie jest więcej punktów kontrolnych niż zwykle – będzie więcej nawigacji i mniej przelotów, super. Trochę tez panikuję bo jest za mało czasu żeby przeanalizować warianty, a już za chwilę startujemy.
Trudno, wybieram PK2 jako jeden z dwóch sensownym punktów startowych i po drodze obmyślam wariant. Wszyscy mnie wyprzedzają, ale ja sobie idę z nosem w mapie. Po chwili już wiem – robię wariant lewoskrętny i zygzakami. Mam wątpliwość w którym momencie pofatygować się po PK10. Decyzję podejmuje po kolejnym PK4 – PK10 będzie następny, aby przy powrocie przez PK11 i PK3 już nie musieć dużo nawigować tylko grzać prosto do mety.
Przy PK10 się trochę gubię, szukam punktu za bardzo na północ, po minucie orientuję się co się dzieje, wbijam się w las i znajduję punkt. Teraz cisnę na wschód, na płytkim śniegu widzę świeże ślady trzech osób. Wygląda na to, że nie tylko ja wybrałem taki wariant. Potem po analizie śladów GPS po biegu okaże się, że były to śladów dzisiejszych zwycięzców, którzy robili dokładnie taki sam wariant trasy jak ja.
Bez problemu trafiam do PK5 umieszczonego pomiędzy betonowymi silosami na szczycie górki. Zbiegam do drogi, przebiegam przez zakazany asfalt i wzdłuż ogrodzenia czyjejś własnie budowanej daczy napieram do góry. Wypadam trochę za bardzo na południe, muszę trochę przedzierać się przez krzaki do widocznego z daleka przypiętego do krzyża PK6.
Teraz trzeba zebrać nie pasujący do niczego PK1 – zbiegam do asfaltu, którym dobiegam do zakazanej drogi krajowej wzdłuż której na szczęście jest chodnik a którą można przekroczyć na przejściu dla pieszych. Niestety od pewnego czasu zaczyna odzywać mi się mocno żołądek i jelita. Bardzo mocno. Nie chce się zatrzymywać bo raz, że nie mam chusteczek, a dwa nie ma nigdzie lasu, tylko domy dookoła. Więc z niepokojącymi odgłosami z brzucha biegnę dalej. Przekraczam DK783, wbiegam na równoległy asfalt, biegnę wzdłuż rzeki i trafiam w PK1. Przy punkcie spotykam Dorotę i Arka, a oni ratują mnie chusteczkami, ja w nagrodę puszczam ich przodem i udaję się na chwilę do mroźnego lasu. Po chwili ich doganiam, bo wybrali taki sam wariant do PK7 jak ja, spotykamy się na mroźnej drodze przez pola.
Po drodze jest problem z przedostaniem się przez szczelną linię zabudowań, na szczęście jeden z domów ma niedokończone ogrodzenie i otwartą bramę, a pies na podwórku wydaje się łagodny i bardzo zaskoczony, odprowadza nas tylko wzrokiem kiedy przechodzimy.
Od PK7 do PK8 prowadzi droga prosto na zachód, 11 minut i mam kolejny punkt. Koło punktu mylę drogi i zbaczam na południe, ale wracam się i znowu cisnę na zachód. Niestety żołądek znowu mnie przytrzymuję i muszę zużyć resztę chusteczek w kolejnym lasku. Zbiegam do Chrząstowic, przebiegam przez zakazany asfalt, potem przez jakąś bagnistą budowę i trafiam w PK9 położony na brzegu rzeki.
Do kolejnego punktu chciałem biec asfaltem, na szczęście zauważyłem że po drodze jest całkiem sporo rzeka, którą w takim wariancie trzeba by jakoś przekroczyć bez mostu, ryzykownie. Zmieniłem zdanie i pobiegłem drogą polną wzdłuż torów kolejowych aż do skrzyżowania, gdzie znowu przekroczyłem zakazaną DK783, wbiłem się w las i odnalazłem PK14. Wtedy też spotkałem innych uczestników wracających z PK15 (następny zaplanowany punkt), którzy twierdzili że punktu nie było, ale że teraz już jest. W sumie to nie wiem co robić, na wszelki wypadek biegnę w kierunku PK15 – kto wie, może chcą sobie ze mnie zażartować. Wybiegłem z lasu na szeroką drogę pożarową i tam spotkałem jednego z organizatorów który potwierdził, że punktu rzeczywiście nie ma i żebym biegł do kolejnego. Niewiele mi to zmieniło, i tak byłem już 100 metrów od miejsca gdzie miał być tenże PK15. Z tego co widziałem w okolicy punktu kręcili się leśnicy i maszyny z jakąś nieprzewidzianą wycinką lasu i przy okazji punktu punktu kontrolnego. Przez las przecinam do szerokiej szutrówki/szlaku, którą podbiegam aż pod Łysicę, na której jest PK16. Wspięcie po pionowej ścianie tej niepozornej górki zajęło mi 7 minut. Po podbiciu punktu zejście zajęło znacznie mniej.
Spotykam Jacka biegnącego w przeciwnym kierunku i właściwie od teraz biegnę po jego śladach.
Podchodzę do góry i zbiegam do wąwozu, w którym jest PK17. Punktu nie znajduję od razu, był niewidoczny od strony wschodniej, po chwili krążenia zauważyłem go na dnie wąwozu i jeszcze minutę zajęło mi znalezienie drogi którą mogłem zejść na dół bez spadania z dwumetrowej skarpy. Punkt podbijam i trafiam z powrotem na ścieżkę wydeptaną przez zawodników biegnących w przeciwną stronę, bez problemu dobiegam do PK18.
Zbiegam na północ po śladach, dobiegam do asfaltu, przebiegam znowu przez DK783 i nad jeziorem w opuszczonym domu znajduję PK13. Do kolejnego punktu muszę znowu ominąć zakazaną DK783, zastanawiam się jak to zrobię. Najpierw przebiegam przez podwórko nieogrodzonego domu, dobiegam do drogi, a tam chodnik, którym legalnie biegnę do przejścia dla pieszych i skrzyżowania (przy okazji widząc rowerzystów jadących chodnikiem zamiast zakazaną drogą). Zbiegam z zakazanej drogi na równoległą do niej szutrówkę, a potem drogę leśną. Dobiegam do strefy zmian trasy AR na parkingu i wbijam się w las w poszukiwaniu punku PK19 opisanego „Skała”.
Problem w tym, że dużych skał w okolicy jest trzy. Według mapy punkt powinien być na środkowej. Tak więc wbiegam na przełęcz pomiędzy skałami i patrząc na ślady lecę w lewo. Ale to nie ta skała. Zbiegam do przełęczy i wchodzę na kolejną skałę. Ale punktu tam nie ma. Zbiegam jedynym zachodnią stroną górki myśląc, że punkt będzie może poniżej – wschodnią nie mogę bo tam jest przepaść. Ale punktu nie ma. Znowu wbiegam na skałę, jestem pewny że jestem na środkowej wg mapy. Ale punktu jak nie było tak się tam magicznie nie pojawił. A ślady biegających w kółko zawodników krzyżują się na śniegu nie pomagając w rozwiązaniu tej zagadki. W tym momencie wpada mi do głowy, że punkt być może jest u podnóża skał a nie na szczycie. Zbiegam w dół i rzeczywiście punkt jest widoczny jak na dłoni. Wkurzam się na organizatorów, że źle opisali punkt. Kiedy dobiegnę do mety to mi przechodzi, bo jak się okazało punkt PK19 miał rozświetlenie – to znaczy bardzo dokładną dodatkową mapkę, której nie zauważyłem w ferworze walki. Tak więc nie zdałem testu na spostrzegawczość … :), nie ma tutaj winy organizatora.
Trochę zły, że straciłem 10 minut wracam na parking i wbijam się na LOP – linie obowiązkowego przejścia. Trasa przebiega szlakiem przez rezerwat przyrody Pazurek. Na tejże linii powinienem znaleźć dwa punkty kontrolne, które mogą być umieszczone w dowolnym miejscu na trasie. Nie cierpię LOPów. Dobiegam do połowy – punktu nie ma. Doganiam parę piechurów, która startuje na trasie TP25 od której dowiaduję się, że punkt był zaraz przy początku trasy LOP, przegapiłem go. Musiałem się wrócić ponad 600 metrów, co z niechęcią i złością robię. Podbijam PK20, który jak się okazało nie był znakowany lampionem tylko kartką papieru na drzewie, która była mało widoczna od strony z której nadbiegłem. Pomny tego błędu teraz co pewien czas obracam się za siebie sprawdzając czy znowu nie przegapiłem drugiego wyczekiwanego punktu, nie chce stracić kolejnych 10 minut. Okazuje się, że drugi i ostatni punkt na LOPie jest oznakowany lampionem, więc podobnego problemu już nie było.
Do mety zostaje mi już tylko 2 punkty kontrolne. Przebiegam przez stację kolejową w Jaroszowcu i asfaltem biegnę do torów kolejowych za którymi jest skręt w drogę do Agencji Rezerw Materiałowych, na ogrodzeniu której jest PK11.
Do ostatniego punktu dzisiaj ścinam przez las po śladach na zachód, trafiam na szeroką drogę,którą przekraczam rzekę, a gdzie był dwa lata temu punkt kontrolny PK-H.
Obijam z szutru na wschód w pierwszą drogę polną do góry celowo odrobinę za wcześnie, ale nie ma problemu z dotarciem do właściwego słupa energetycznego na którym to znajduje się ostatni dzisiaj PK3.
Teraz tylko zbiegam do mety, przebiegam przez Bydlin, zostaję pozdrowiony przez przypadkową rowerzystkę (pozdrowienia) i dobiegam do mety.
Podsumowanie
Trasę pokonuje w 6 godzin i 42 minuty, pokonuję 46,36 km (łącznie z zawracaniem na LOP i poszukiwaniem PK19) i 728m przewyższeń. Zajmuję 13 miejsce na 53 zawodników, mam trochę ponad godzinę straty do zwycięzców (pełne wyniki). Impreza z roku na rok jest lepsza, bardzo podobał mi się pomysł zwiększenia ilości punktów kontrolnych i zbudowanie wielowariantowej mapy zawodów. Organizacyjnie bez zarzutu – brak punktu kontrolnego PK15 był dosyć pechowym wypadkiem losowym niezależnym od organizatora, zaś moje pretensje co do opisu PK19 są niesłuszne ze względu na rozświetlenie okolic punktu na mapie które po prostu przegapiam. Podobało mi się :).
Jeszcze raz dzięki dla Arka i Doroty za chusteczki ;)
Ścigające się kropki na mapie przygotowane przez Tadka
Przebieg mojej trasy na mapie organizatorów:
Poprzednie starty w Rajdzie Czterech Żywiołów