Rudawska Wyrypa 2018 TP50 – relacja

Rudawska Wyrypa jest ekstremalnym maratonem na orientację należącym do Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientację odbywającym się w  Rudawach Janowickich. W imprezie startuję drugi raz, pierwszy raz biegałem tutaj cztery lata temu, relacja jest tutaj. W tym roku bazą rajdu były Janowice Wielkie, miejsce w którym cztery lata temu był punkt odżywczy. Pogoda zapowiada się idealnie, ma być słonecznie, ale nie gorąco. Zupełnie inaczej niż 4 lata temu, kiedy na początku maja spadł śnieg, było zimno i mgliście.

Podobnie jak cztery lata temu przyjeżdżam w Sudety kilka dni wcześniej. W czwartek zbieram dwa szczyty do Korony Gór Polski, w piątek idę na Śnieżkę. Zastanawiam się czy raczej nie powinienem przed startem odpocząć, ale rzadko tutaj bywam, a Karkonosze są piękne.

Dwa schroniska Karkonoskie ze Śniezką w tle
Dwa schroniska Karkonoskie ze Śniezką w tle

Postanawiam jak najszybciej zaliczyć dwudziestokilometrową karkonoską trasę aby jak najszybciej zacząć odpoczywać. Spacerując szlakami Karkonoszy zauważam charakterystyczne punkty areny jutrzejszych zawodów. Czy poznajecie te dwa szczyty pośrodku ?

Widok na Rudawy Janowickie z Karkonoszy
Widok na Rudawy Janowickie z Karkonoszy

Startujemy dosyć późno, bo o 10 rano. Dlatego spokojnie mogę wyspać i zjeść śniadanie w hotelu. Wyjeżdżam z Karpacza o 8:40 aby zdążyć się na odprawę.

Przed startem

O 9:15 rozpoczyna się odprawa, zostają wytłumaczone zasady oraz rozdane kartki papieru z różną zawartością potrzebne na dzisiejszy start:

  • Opis zasad rywalizacji – mamy zebrać cztery z pięciu punktów należących do grup literkę A,B,C oraz D, trzy punkty z dziewięciu z literką K, trzy punkty z pięciu z literką L, oraz wszystkie dziesięć punktów S. Razem 32 punkty kontrolne. Sporo tych punktów, więc na pewno nie będzie szybko.
  • Tradycyjna mapa odcinka specjalnego Szwajcarka w skali 1:10000, gdzie były postawione punkty S1 do S10 oraz A5 i D5
  • Rozświetlenia (przybliżenia) punktów kontrolnych D1, K6, L3, L4 i L4
  • Opisy wszystkich 44 punktów kontrolnych (z których do zebrania było 32)

Dowiadujemy się także, że dzisiejszy limit czasu TP50 to 15 godzin. Oczywiście ten limit rzucił się w oczy, czyżby organizator przewidywał jakieś trudności ? Zwykle pokonuje trasę takiego biegu w 6-9 godzin, przy bardzo trudnym biegu (Mordownik) może w 11-12 godzin. Dzisiaj zakładam, że trasę powinienem zrobić w 9-10 godzin, biorąc pod uwagę górski teren oraz sporą ilość punktów kontrolnych.

Planowanie trasy

O 9:31 otrzymujemy mapy i mamy pół godziny na zaplanowanie trasy. Nie jest łatwo, nie wpada mi w oko żaden wariant. Po kolei wybieram kluczowe punkty i dobieram do nich pozostałe. Na pewno na końcu (albo na początku) zrobię K6. Punkty A3, A4 i A5 leżą blisko siebie, więc potrzebuję jeszcze jeden z pozostałych z grupy A – wybieram A1. Potem dosyć oczywisty wariant D1-K4-D2-D4-K7. Potem niestety wybieram D3 – nie wiem dlaczego odrzuciłem D5, wydawało mi się to sprytne, a byłoby krócej. Potem C1, BUFET, C2, C4, C3 i L5. Z punktami grupy B miałem problem – startowałem do nich z punktu L5, a potrzebowałem jeszcze zebrać punkty L1 i L2 będące w okolicy. Nie mogłem się zdecydować na wariant. Teraz wybieram B2, B4, B5 i B1, po nich L2 i L1. Na końcu punkty A5,A4 i A3 oraz S1-S10 plus zaległy K6.

Start

Tak więc biegnę powoli w kierunku A1, kilku zawodników mnie wyprzedziło, spokojnie sobie truchtam w okolice punktu. Zaczynam szukać punktu nieco za wcześnie – skał w terenie jest trochę więcej niż na mapie. Dogania mnie Sergiusz ze swoimi aniołkami :). Ale zaraz się rozdzielamy – ja uciekam na D1 a oni na odcinek specjalny. Po drodze trzeba przebiec z powrotem przez Bóbr, więc biegnę do mostu asfaltem.

Widok na Sokolik
Widok na Sokolik

Punkt D1 wchodzi łatwo, nawet niekonieczne jest użycie rozświetlenia okolicy. Kolejny punkt to K4 zawieszony na ścianie schroniska „Szwajcarka”, też wchodzi łatwo. Teraz należy obiec fajne skały na szczycie Krzyżnej Góry, ja wybieram wariant południowy. Przebiegam przez łąkę i muszę się wspiąć na szczyt Browarówka, na którym jest punkt D2.

D2 na szczycie
D2 na szczycie

Zbiegam na wschód, dobiegam do drogi przez łąkę, skracam przez kolejną łąkę. I tutaj moja nawigacja chwilowo przestaje działać trafiłem na kompletnie inne jezioro niż chciałem. Układ dróg przy nim pasował, ale punktu nie było. Przeszukałem okolice, spotkałem innego zawodnika i razem zaczęliśmy szukać, ale punktu nie było. Wycofuję się do drogi i znowu namierzam, zataczam pętlę i znowu trafiam w to samo miejsce. Punkt się oczywiście nie pojawił. No nie, teraz już na siłę biegnę przez bagno na południe – punktu nie ma. Znowu postanawiam namierzać punkt od drogi, zbiegam na zachód i od razu trafiam na właściwe jezioro i na punkt D4.

Punkt D4 pierwsza wtopa
Punkt D4 pierwsza wtopa

Ciekawe jest, że ze skrzyżowania dróg przez felernym skrętem nie widziałem jeziorka. Albo widziałem i myślałem, ze to jest następne jezioro, nie zwróciłem uwagi na szczegóły mapy. Straciłem tutaj jakieś 17 minut. Punkt oczywiście stał w dobrym miejscu, dlatego postanawiam bardziej uważać z nawigacją. Jednak od razu zamiast obiec sobie jeziora na drodze do następnego punktu asfaltową drogą to przedzieram się przez krzaki, jeżyny, pokrzywy i zwierzęce ścieżki. Tracę czas, znowu nie przyjrzałem się dokładnie mapie. W końcu wyskakuję na asfalt w okolicy zamku Karpniki.

Zamek Karpniki
Zamek Karpniki

Zbiegam na południe, przecinam przez bagnistą łąkę, dobiegam do poprzecznej drogi i znajduję krzaki w których jest ukryty punkt K7. Tutaj mój wariant zaczyna się różnić od optymalnego, ponieważ „sprytnie” wymyśliłem, że ominę punkt D5. Dlatego muszę wybrać inny punkt z grupy D i będzie to D3. Trafiam do niego łatwo nawigacyjnie, ale nie tak łatwo biegowo – punkt leży na kolejnym szczycie – górze Mężykowej, wymaga wejście po prawie pionowej ścianie.

Punkt D3
Punkt D3

Mam zaliczone cztery punkty z grupy D, czyli komplet. Przechodzę do grupy C, czyli punktów zlokalizowanych w masywie Skalnika. Zbiegam na południe, płoszę olbrzymie stado saren, wybiegam na łąkę, do kolejnego grzbietu i na szczycie podbijam PK-C1.

Punkt C1
Punkt C1

Zbiegam do drogi i podchodzę asfaltem do skrzyżowania. Po drodze mijam kolegę z trasy TP100. Na punkcie odżywczym zamieniam parę słów z Katarzyną, która wygra mistrzostwo Polski kobiet na dystansie TP100 za jakieś 12 godzin. Dolewam wody do pustych softflasków i napieram do góry. Według miłych państwa z punktu przede mną było tutaj czterech albo pięciu zawodników z trasy TP50, nie jest źle. Do C2 nie trafiam za pierwszym razem, wychodzę za daleko do góry, tracę około 6 minut na lekko gorszym wariancie. Wracam do szutrowej drogi i cały czas zbiegając trafiam do punktu C4. Teraz będzie do góry, bardzo do góry. Trafiam na jakiś znakowany szlak, który poznaję – prowadzi na Skalnik, najwyższy punkt Rudaw Janowickich. Co prawda poprzednie dwa dni zbierałem brakujące szczyty do Korony Góry Polski, ale może niekoniecznie chcę to robić podczas zawodów, tym bardziej, że na Skalniku już byłem ;) kilka lat temu. Cisnę do góry i znajduję punkt C3 na wzniesieniu niedaleko szlaku. Dalej napieram do góry, na punkcie widokowym robię sobie fotkę z lampionem punku L5, bo nie ma perforatora. Piękna pogoda pozwala na podziwienie z góry arenę dzisiejszych zmagań.

Widok z puntu L5
Widok z puntu L5

Wyżej dzisiaj nie będę. Tutaj muszę podjąć decyzję, w jakiej kolejności zbieram cztery z pięciu punktów z grupy B. Wybieram chyba nienajlepiej – w moim wariancie odpuszczam B1. Zaczynam od B3, zbiegam stokiem Skalnika na południe i łatwo namierzam właściwe miejsce. Punkt ma być w szybie/rowie kopalni. Niestety nie zauważam punktu od razu, przeszukuję wszystkie okoliczne dziury, wracam do miejsca skąd przyszedłem i teraz dopiero znajduję punkt B3. Zbiegam w kierunku kamieniołomu Rędziny aby zaraz podchodzić tuż obok i znowu zbiec do punktu B2. Wracam do góry w stronę kopalni od drugiej strony, trafiam na duże skrzyżowanie, wybieram odpowiednią drogę i nagle dostaję jakiegoś zaćmienia. Nie wiem dlaczego przestał mi się zgadzać kierunek na kompasie – jakby igła odchyliła się na północ – może to kwestia tego, co wydobywano w tej kopalni ;) ? Przez to dochodzę do błędnego wniosku, że droga którą chciałem podążać to nie jest właściwa droga, a dalej dedukując stwierdzam, że właściwa droga nie istnieje, bo kopalnia się rozrosła (z błędu wyprowadziła mnie analiza śladu w domu). Zbiegam i przebiegam przez kamieniołom Rędziny a potem muszę znowu wspinać się mozolnie do góry, przebiec przez łąkę i znaleźć punkt B3 obok źródła. Dalej jest łatwiej – zbiegam do wsi do drogi i znowu podchodzę, znowu zbiegam (taki urok biegów w górach) i znajduję sporą ekipę uczestników oraz punkt B5. Wracam na wschód,  wspinam się na zbocza góry Bielec.

W drodze do L2
W drodze do L2

Jakaś rodzina z psami dziwnie mi się przypatruje z ganku swojego domu kiedy napieram drogą obok nich, na szczęście trzymają wilczura przy sobie. Podbijam L2 i spotykam Darka i Jacka, dziwiąc się, dlaczego są dopiero tutaj po 7 godzinach od startu. Dostaję od nich ostrzeżenie o punkcie w kopalni oraz na zamku, które zrozumiem kiedy tam dotrę za kilka godzin. Niestety ich ostrzeżenia nic mi nie dały, popełniłem jeszcze gorsze błędy, ale o tym później. W tym momencie dla mnie była to już końcówka biegu – zostało przecież tylko 3 punkty z grupy A, jeden punkt z grupy K oraz odcinek specjalny na mapie do BNO – a więc szybko do zrobienia. Więc maksimum 2 godziny ;). Byłem strasznie naiwny i zapomniałem ile czasu biegałem po Szwajcarce 4 lata temu :). Od punktu L1 szybko podbiegam do punktu L2, który znajduję równie szybko na szczycie Dziczej Góry. Zbiegam na północ do szerokiej drogi w którą trafiam idealnie, a która prowadzi mnie w okolice punktu A5. Po chwili błądzenia po skałach znajduję ten punkt nad niezłym urwiskiem z jeziorkiem w dole – kiedyś na dole był jeden z punktów.

Okolice punktu A5
Okolice punktu A5

Wracam do głównej drogi, ścinam przez las i bagienko i wyskakuję idealnie w okolicy A4. Tam na drodze spotykam znowu Sergiusza z aniołkami, który na powitanie oznajmia mi, że punktu nie ma, bo przeszukali wszystkie skały dookoła i go nie znaleźli, i żebym nawet tam nie szedł. Ja oczywiście go nie słucham. Podbiegam do pierwszej skały – punktu nie ma. Okrążam ją, szukam w okolicznych rowach – punktu nie ma. Myślę sobie, skoro punktu nie ma to może nie ta skała. Lecę do skały na wschód – punktu nie ma. Wracam i znowu szukam – punktu dalej nie ma, nie pojawił się :). Lecę do pobliskich skał na północ i wschód – punktu dalej nie ma. Przeszukuję rowy jeszcze dalej – punktu nie ma. W pewnym momencie zaczyna mnie zastanawiać, dlaczego ludzie którzy szukali punktu ze mną znikają – tak jakby punkt znaleźli (albo odpuszczali). No cóż – wracam się do skały przy której zacząłem poszukiwania i czekam na innych zawodników. W tym momencie ktoś krzyczy że jest. Ja nie wierząc biegnę w tamtym kierunku, no i rzeczywiście jest jaskinia/sztolnia, tylko była zlokalizowana przy samej drodze nieco przykryta krzakami, jakieś 3-4 metry od miejsca, gdzie na początku spotkałem Sergiusza.

Punkt A4 w sztolni
Punkt A4 w sztolni

Na poszukiwaniu punktu straciłem 48 minut. Jak widać na innej mapie przebiegłem od punktu jakieś 2 metry i nie zauważyłem wejścia do kopalni, pewnie dlatego, że przekomarzałem się z Sergiuszem :). Na mapie punkt był zaznaczony raczej przy skałach niż przy drodze.

Punkt A4 - wtopa zawodów
Punkt A4 – wtopa zawodów

Trochę zniechęcony moją nieuwagą i brakiem szczęście ruszam dalej. Ważne jest aby skończyć odcinek specjalny przed zmrokiem, pamiętam ze startu sprzed 4 lat, że mapa Sokoliki to niezły hardcore. Na szczęście punkt A3 znajduję szybko i mogę zacząć szukać już na dokładniejszej mapie punktu S8.

Odcinek specjalny Szwajcarka

Na początek wybieram wariant S08->S10->S09->S07. Wtedy orientuję się, że D5 przecież był bardzo blisko i nie opłacało się zamieniać na D3. Rychło w czas. Na S09 położonym na wysokiej skale zaczyna łapać mnie zachód słońca, jest prawie godzina 20, a ja jestem w trasie prawie 10 godzin.

Punkt S09
Punkt S09

To by było na tyle odnośnie założeń czasowych ze startu.Przedzieram się na północ do S05, potem przez jakieś dziwne górki do S06. Tam spotykam Michała, który zajmie drugie miejsce na TP100 – jestem zdziwiony, że on ciągle jest w trasie, myślałem, że trasa TP100 już ma obsadzone podium o tej porze. Łatwo znajduję S04 a potem S02. Ale już muszę założyć czołówkę, bo nic nie widać w lesie. Od S02 muszę podejść ponad 100 metrów w pionie na szczyt, po drodze kończy mi się woda, ale nie ma problemu, bo w okolicy są czyste strumienie. W połowie wspinaczki po prawie pionowej ścianie muszę usiąść i odpocząć, podziwiam zapadający zmierzch.

Okolice punktu S01
Okolice punktu S01

Jest godzina 21:30, właśnie wylazłem na wielką górę szukając punktu, ciemno jak to w nocy. Słyszę coś się przeciska przez krzaczory z przeciwnej strony ? Może to dziki ? Ale słyszę dźwięk migawki aparatu i światła czołówki, więc nie dziki, tylko Aramisy Razem znajdujemy punkt S01, który dosłownie wisi na drzewie. Wisi jak wisielec w świetle słońca spod horyzontu. Zostaje ostatni punkt na OS, zbiegam na południe do drogi. Zbiegam i zbiegam ścieżką, która miała przeciąć dużą drogą prowadzącą na zachód. Pewnie bym to zauważył, gdybym popatrzył na kompas, przeoczam moment kiedy ścieżka zamienia się w drogę i prawie wybiegam z OS. Na szczęście doganiają mnie Aramisy i sygnalizują mi problem. Wiem, że jestem złym miejscu, ale nie wiem w jakim, muszą usiąść i się zastanowić. Wydawało mi się, że jestem na wschód od S4, ale nie zgadzała się przepaść po wschodniej stronie. Postanawiam poszukać dużej drogi na wschód, najpierw zbiegając lekko na północ, potem skręcam na wschód chcąc dotrzeć do tejże drogi. Nagle na prawo ode mnie coś błysnęło – tak, to był odblask na punkcie S3. Nie do końca wiedziałem jak się tam znalazłem, ale to był właściwy punkt. Z analizy śladu okaże się, że nieopatrznie zbiegłem na wschód. Przez zgubienie przy S3 się straciłem jakieś 20 minut, znowu. W nocy ciężko się zorientować w terenie, gdyż widzialność jest ograniczona zasięgiem czołówki. Jest godzina 22 a ja dopiero kończę etap specjalny, zajął mi niecałe 3 godziny (i niecałe 12km) czyli jakieś 2 razy dłużej niż planowałem. Na szczęście pozostał jeszcze jeden punkt na głównej mapie i już mogę biec ku mecie. Mocno postanawiam więcej się nie mylić, oczywiście życie zweryfikuje to postanowienie. 

Zamek Bolczów

Dobiegam do asfaltu i aby wejść w pobliże zamku Bolczów muszę zbiec trochę na południe w poszukiwaniu trochę mniej pionowej ściany podejściowej. Wchodzę na szlak, ale schodzę z niego, bo leci za bardzo naokoło. Podchodzę do zamku od południowo-wschodniej strony, widzę po prawej stronie wielką ścianę więc zaczynam korzystać z dostarczonego przez organizatora rozświetlenia. Według tego rozświetlenia północna część zamku to cztery skalne palce, pomiędzy którymi jest przestrzeń – w pierwszej z tych przestrzeni na wschód ma stać punkt. Najpierw robię rozpoznanie – obchodzę zamek od północy, mniej więcej orientuję się w sytuacji – jest ciemna noc, niewiele widać oprócz 10 metrowych pionowych ścian skalnych dookoła. Znajduję miejsce, która wygląda na właściwą przestrzeń, obok ogrodzonego lasku napieram do góry, napieram i napieram i trafiam na ścianę z trzema oknami. Czyli dalej się nie da, szukam punktu. Punktu nie ma. Zaczynam krążyć po okolicy, zataczam coraz większe kręgi. Punktu nie ma. Nie wspinam się po skałach – jest ciemno, boję się że zlecę. W pewnym momencie do zamku wpada trzech innych zawodników i zaczynają czesać okolicę. Po chwili słyszę krzyk oznajmiający o sukcesie. Biegnę w tamtą stronę i widzę nawołującego kolegę na tejże 10 metrowej skale – jak on tam wszedł ?Szukam sposobu wejścia do góry. I wybieram najgorszy, bo wydawało mi się, że punkt jest postawiony na murze zamkowym. A więc idę do tych okien aby po ścianie wspiąć się i wejść do zamku. Niestety, z zamku nie ma wyjścia na mur, wybiegam bramą na zewnątrz i trafiam do miejsca w którym już byłem, znowu obiegam zamek od zachodu szukając wejścia na skałki i znowu trafiam na siatkę wokoło lasku i na końcu okna i mur zamku – zatoczyłem koło, ale wejścia na górę nie znalazłem. Koledzy, którzy znaleźli punkt już się ulotnili, muszę coś wymyślić. Zamiast znowu wspinać się przez okno wracam się wzdłuż ściany, na górze której ma być punkt. Krok za krokiem, aż w końcu ściana skręca z północy na zachód, i tam widzę mega strome podejście pomiędzy dwoma ścianami skalnymi, ale na podejściu widzę ślady, więc pewnie trzeba tędy. Wspinam się tą drogą i jest sukces – znajduję ostatni dzisiaj punkt K6 po 28 minutowych poszukiwaniach. Tutaj naniosłem moje poszukiwanie na inną mapę – szkoda, że rozświetlenie nie było zrobione na jej podstawie. Zaznaczyłem moment wejścia w okolice zamku i lokalizację punktu K6.

Zamek Bolczów - analiza wtopy
Zamek Bolczów – analiza wtopy

 Na tym zdjęciu widać lepiej lokalizację punktu – stał na prawo od miejsca gdzie widać ludzi za drzewem, na zdjęciu widać też okna do których się wspinałem ;)

Meta

Mija właśnie trzynasta godzina zabawy i mam dosyć, ale trzeba wrócić jeszcze na metę. Spokojnie zbiegam po stromym zboczu, wpadam na drogę i już bez większych przygód docieram do mety. Jestem zmęczony, ale nie wykończony, szukając punktów trochę odpocząłem. Cała trasa zajmuje mi 13 godzin i 29 minut, pokonuję 66 kilometrów trasy z 2900 metrami przewyższeń. To była bardzo mocna wyrypa :) Na mecie wypijam 2 litry płynów, zjadam makaron i jadę do hotelu – po drodze mijając czołówki zawodników zmierzających do mety przez ostatecznym limitem o 1 w nocy. Po ogłoszeniu wyników z zaskoczeniem stwierdzam, że mój czas pozwala mi na zajęcie 10 miejsca na ponad 80 uczestników.

Podsumowanie

Rudawska Wyrypa okazała się jedną z najfajniejszych imprez na orientację w ramach Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientację w tym roku. Wyróżnia ją bardzo ciekawy teren (Rudawy Janowickie), bardzo ciekawa wielowariantowość orientacji oraz obcinek specjalny na mapie do BNO. Impreza ma z założenia ma być bardzo ciężka – pamiętam mój start 4 lata temu i też było ciężko, chociaż może nie aż tak jak w tym roku. Planując trasę wybrałem całkiem dobry, ale na pewno nie najlepszy wariant trasy – po usunięciu błędów jego długość to około 56 kilometrów. Większość punktów udało się znaleźć bez problemu, ale sporo krwi mi napsuł punkt A04 w sztolni (48 minut straty) oraz zamek Bolczów (28 minut straty) – pozostałe błędy nawigacji oceniam na jakieś 50 minut. Czyli razem przez błędy nawigację tracę ponad 2 godziny i nadrabiam ekstra 10 kilometrów. To bardzo dużo. Oczywiście wina jest moja, ale wydaje mi się, że przydałby się lepszy opis (podświetlenie?) dla A04 – chociaż podejrzewam celowość działania organizatora, który chciał trochę utrudnić. A na pewno przydało by się lepsze rozświetlenie zamku, bo bez grupy kolegów czeszących razem okolicę naprawdę szanse na znalezienie punktu były nikłe :). Poza tym wszystko było bardzo dobrze przygotowane. Mapa była dokładna, a precyzja stawiania punktów była niemalże idealna. Po ogłoszeniu wyników trochę poprawił mi się humor – mój słaby czas wystarczył mi na 10 miejsce. Zwycięzca, czyli Paweł Moszkowicz, potrzebował na pokonanie trasy 8 godzin i 50 minut. W limicie 15 godzin z wszystkimi punktami kontrolnymi zawody kończy tylko 13 osób na 81 startujących, kilka osób dostało NKL ze względu na przekroczenie 15 godzin. Pomimo trudności Rudawska Wyrypa bardzo mi się podobała i postaram się wrócić za rok albo za dwa lata :), w zależności od innych planów startowych.

Mapy

Przebieg mojego wariantu mapie organizatorów:

Przebieg odcinka specjalnego Szwajcarka, przypadkiem z boku widać błądzenie w zamku przy K6 i przy sztolni czyli A4.