Irokez 2016 – 12 godzinny rogaining P12O – relacja
Dwa lata temu (2014 rok) Compass po raz pierwszy zorganizował zawody w Rogainingu – była to pierwsza edycja Irokez-a. Bardzo lubię imprezy tego organizatora, ale niestety ze względu na start w Rudawskiej Wyrypie musiałem wtedy odpuścić. W zeszłym roku Irokez nie odbył się, więc nie miałem podobnych dylematów z wyborem zawodów. W tym roku (2016) pierwszą datą wyznaczoną na te zawody był 20 maj, ale w tym terminie odbywa się także Maraton Kierat, więc znowu musiałbym odpuścić (Kierat to taka moja mała tradycja). Na szczęście w czasie GEZnO 2015 okazało się, że Irokez odbędzie się jednak dwa tygodnie wcześniej, a więc 6-7 maja. Tak więc już bez rozterek zapisuję się na 12 godzin zespołowego napierania po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej (kategoria P12O), które co prawda nie ma rangi mistrzostw Polski tak jak zespołowa wersja 24 godzinna (kategoria P24O), jakkolwiek pozwoli mi przyjemnie spędzić w fajnym terenie sporo czasu :)
Razem z Danielem po raz kolejny tworzymy drużynę, tym razem formalnie. Wyjeżdżamy z Krakowa o 8:15 i na start zgłaszamy tuż przed 9 rano. Oczywiście nie obyło się bez zamieszania – próba trafienia do bazy zawodów pozwoliła nam wstępnie zwiedzić Nową Górę wszerz. O 9:30 rozpoczyna się odprawa przedstartowa.
Irokez jest implementacją odmiany biegania na orientację zwaną Rogainigiem – to oznacza tyle, że nie dosyć, że kolejność zaliczania punktów jest dowolna to jeszcze dodatkowo musimy wybrać punkty kontrolne (PK), które w zadanym limicie czasu (dla nas 12 godzin) dadzą nam największą zdobycz punktów przeliczeniowych (PP), gdyż z góry wiadomo, że nie zbierzemy wszystkich punktów kontrolnych. Zaś punkty kontrolne na otrzymanej mapie mają od 30 do 90 punktów przeliczeniowych w zależności od odległości od startu oraz trudności nawigacyjnych. Po odprawie otrzymujemy więc mapy i jak inni zawodnicy mamy chwilę na analizę mapy i przygotowanie się poprzez zaplanowanie wariantu.
Mapa wygląda tak:
Po kilku minutach jesteśmy gotowi, przynajmniej tak nam się wydaje :), mamy niebieskie albo czarne koszulki oraz kompasy i mapy ;) i zarys wariantu. Zdecydowaliśmy się na wariant wschodni – to znaczy zbieramy na początku tłuste punkty w południowo zachodnich okolicach startu, potem lecimy na wschód przez pierwsze 5 godzin zawodów, następnie wracamy do startu zgarniając co się da w pozostałych 7 godzinach – albo bezpośrednio wracając na zachód do mety, albo jeszcze zaczepiając przy okazji tłuste punkty na północy.
O 10:00 następuje start zawodów – oczywiście ruszamy w złym kierunku. Jak się okazuje zamiast skręcić w prawo i na południe, polecieliśmy z grupą w lewo i na północ. Nie chcąc zmieniać zaplanowanego wariantu ścinamy przez pole i wracamy do planowanego szlaku na południe. Dorzucamy sobie niepotrzebnie na start około 2 kilometrów i 15 minut – brawo my :) – mieliśmy przecież pół godziny na analizę mapy, widocznie to za mało ;)
Pierwszym punktem, który planujemy zdobyć jest PK64, tłusty punkt blisko bazy za 60 PP (Punktów Przeliczeniowych). Wbiegamy do Miękini, drogą asflatową zbiegamy na południe i wbijamy się przez pokrzywy w jar ze strumieniem. Wbijamy się za wcześnie i musimy się przedzierać przez chaszcze.
Po drodze znajdujemy miejsce idealnie pasujące do mapy, w którym powinien być PK64, więc spędzamy tam trochę czasu, ostatecznie punkt odnajdujemy jednak w innym miejscu położonym bardziej na południe.
Jak widać nie idzie nam nawigacja za dobrze, mamy nadzieję, że następny punkt PK55 będzie łatwiejszy. I jest – wydostajemy się w końcu z krzaczorów, biegniemy do szlaku, zbiegamy do punktu PK55 nieco naokoło, ale bez problemów nawigacyjnych. Przy punkcie spotykamy Aśkę i Jędrzeja, którzy się dziwią, że my dopiero tutaj jesteśmy :). Tutaj także rozdzielamy naszą grupkę – Joanna samotnie rozpoczyna próbę wygrania kategorii 6 godzinnej wśród kobiet (jak się potem okaże z pełnym sukcesem), nasz zespół zaś bierze kurs na północ do PK35. Zbiegamy do asfaltu, zbiegamy w dół skracając serpentyny a potem się trochę gubimy. Na wszelki wypadek czeszemy przez pagórki i w końcu trafiamy na coś, co przypomina kamieniołom, ale punktu tam nie ma.
Na szczęście po minucie lub dwóch i zmianie kierunku poszukiwań na północną znajdujemy PK35 oraz dosyć niespodziewanie ;) po raz kolejny Askę i Jedrzeja ;).
Wybiegamy z lasu na północ, kierujemy się do szlaku, którym zbiegamy na południowy wschód, pogoda jest piękna, może trochę za ciepło bo czuję jak słonce wysysa ze mnie siły.
Za zakrętem szlaku zbaczamy na północny wschód i czeszemy las co daje efekt w postaci namierzenia PK63.
Zbiegamy na północny wschód do asfaltu, potem szukamy drogi wzdłuż kamieniołomu.
Drogę znajdujemy, kamieniołom zaś robi wrażenie.
Wygląda także, że trochę się powiększył od czasu aktualizacji mapy, musimy go obiec od północy nieco bardziej niż zakładaliśmy. Ale gdy tylko się kończy zbiegamy na południe do drogi szutrowej i zaczynamy szukać ambony na północ od niej. Udaje się to bez problemu, nie wiedząc dlaczego przeoczam punkt PK71 wiszący na podporze ambony i włażę do góry :)
Teraz szybki przelot bez historii do PK43, gdyż w punkt trafiamy szybko i bez żadnego problemu. Następny wg planów ma być PK76, zbiegamy obok kolejnego kamieniołomu do Dubia, tam robimy pierwszą przerwę w sklepie, potem asfaltem napieramy do Szklar. Przy pierwszej okazji zbiegamy na północny wschód, napieramy wzdłuż strumienia przez pokrzywy, potem wzdłuż wąwozu do góry, zmieniamy kierunek na północny, jak się okazuje za wcześnie, powinniśmy to zrobić dopiero przy kolejnej drodze. Wracam się i w wąwozie znajdujemy PK76.
Zbiegamy wąwozem do Doliny Będkowickiej.
Wyskakujemy dokładnie naprzeciwko Sokolicy, byłem tutaj na bieganiu w styczniu, więc czuję się jak u siebie.
Napieramy żółtym szlakiem do Będkowic
I zbiegamy tymże do Doliny Kobylańskiej. Tam odbijamy na wschód i chwili trafiamy do najtłustszego dzisiaj kąska – czyli PK83 za 80 PP.
Mija właśnie 5 godzin od startu, czas rozpocząć powrót. Znowu przedzierając się przez chaszcze rozpoczynamy drogę na północ. Wyskakujemy na jakiś szlak i nim zbiegamy do Bębła. Za asfaltem trafiamy w odpowiednią drogę, ale droga nam ucieka i zbiegamy za bardzo na zachód, gubimy się. Po chwili zastanowienia wybieramy opcję na azymut na północ, najpierw po miedzy, potem po stromym zboczu po kamieniach na dół (ała ała). O dziwo wyskakujemy naprzeciwko właściwego wąwozu, na którego końcu znajdujemy PK59. Zmieniamy kierunek na zachodni, zbiegamy asfaltem do Łazów, chcąc uniknąć asfaltów wbijamy się w drogi polne zbiegamy do centrum.Tam znowu asfaltem na południowy zachód, a potem na północny zachód, aż do miejsce gdzie roi się od wspinaczy, gdzie odbijamy w szuter i trafiamy do skałki przy której jest PK78.
Zbiegamy czerwonym szlakiem na południe do Szklarów, chwilę asfaltem i odbijamy przez cmentarz na zachód, dalej szutrem, wbijamy się w wąwóz i znajdujemy PK62.
Dalej lecimy chwilę na zachód wąwozem, potem przez miedzę do drogi.
Tam mija nas znajoma para.
Ponieważ lecą do tego samego punktu chwilę razem napieramy i podbijamy PK44. Niestety teraz zaczyna się ze mną dziać coś niedobrego – kończą mi się siły, nie mam siły biec. Podejrzewam, że chyba jest za ciepło i się odwodniłem, a to dopiero 7 godzina zawodów. Po drodze piękne widoki.
Zbiegamy do Racławic i po raz kolejny robimy przerwę w sklepie spożywczym. Zbiegamy na południe, potem skręcamy na zachód, trafiamy na skałki, przy których musi być jaskinia oraz PK75.
Zbiegamy dalej chwilę na zachód, w odpowiednim momencie zaczynamy szukać drogi na południowy zachód, aby zbiec do asfaltu. Trafiamy w tę drogę, chociaż nie do końca – okazuje się, że jest to droga techniczna biegnąca dookoła pola golfowego.
Niestety nie znajdujemy na niej obić na zachód, jak pokazywała mapa, zbiegamy za bardzo na południe, więc wracamy się, wbijamy w las i znowu niemal czołgamy się w dół po bardzo stromym i kamienistym zboczu wąwozu. Ale za to idealnie trafiamy w drogę prowadzącą w okolice punktu – jeszcze trochę przebijania się przez chaszcze i martwy las i mamy punkt PK69. Nie wiem dlaczego ;) Daniel właśnie przy tym punkcie chce mieć zdjęcie :)
Nie mam siły, do następnego punktu idziemy sobie spokojnie szutrówką i bez problemów zbieramy PK48. To miał być nasz ostatni dzisiaj punkt, nie mam siły i trochę mi się już nie chce. Ale mamy jeszcze ponad 2 godziny do limitu czasowego, zaciskamy poślady i lecimy zebrać jeszcze dwa punkty. Najpierw idziemy spacerem na północ.
W Gorenicach zapada zmrok, wpadamy do lasu i po ciemku próbujemy namierzyć PK68 od południowego zachodu, nie udaje się. Wycofujemy się do skrzyżowania dróg i próbujemy od południowego wschodu, znowu się nie udaje. Postanawiamy dalej napierać na północ aż do drogi, po drodze znajdujemy pierwszy z trzech dołów – w drugim z nich znajduje się PK68.
Robi się chłodno, wracają mi siły, zbiegamy na południe. Do następnego punktu można było trafić szerokim szutrem albo przez drogi polne – wybieramy pierwszy wariant, w nocy ten drugi mimo, że krótszy, ale byłby bardziej ryzykowny nawigacyjnie. Zbiegamy szutrem na południowy wschód, potem na południe aż do miejsca, gdzie kończył się las po prawej stronie drogi, tam odnajdujemy drogę poprzeczną i po dłuższej chwili napierania na północny zachód znajdujemy PK34 w zagajniku. Tym razem jest to naprawdę ostatni punkt – wracamy do mety, do godziny 22 czyli do limitu czasowego zostało 45 minut.
Już bez przygód biegniemy do mety i meldujemy się tam o 21:39, czyli 21 minut przed limitem czasowym. Mamy zebrane 940 punktów przeliczeniowych Zrobiliśmy w tym czasie prawie 64 kilometry i 1800 metrów przewyższenia. Przebieg trasy poniżej:
Tutaj można sobie śledzić nasz ślad w czasie rzeczywistym – klik – czekam na ślady innych zawodników opcji pieszej 12 godzinnej do porównania.
Nasz wynik nie jest jakiś bardzo wybitny, ale pozwala nam na zajęcie drugiego miejsca w kategorii :) i zostać udekorowanym.
Osobną historią jest jakim cudem zdążyłem dojechać na dekorację, która została przesunięta o godzinę wcześniej :)
Na koniec małe podsumowanie – zawody świetnie zorganizowane, świetny teraz, fajna pogoda, świetni współzawodnicy, nawigacja średnio trudna. Niczego chyba więcej nie można chcieć od długodystansowego biegania na orientację :), prawda ? No może trochę górek :) – zatem czekam teraz z niecierpliwością na kolejne GEZnO :)
Tradycyjne podziękowania dla Daniela za towarzystwo i zdjęcia :)